piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział 39.

-Mamo ! Mamusiu !
-Już zaraz wstaje
-Telefon Ci dzwoni
-Och no już dobrze - cmoknęła mnie w czoło, a ona położyła się obok mnie i przykryła kołdrą
-Halo ? - odebrałam telefon
-Hej Em
-Cześć Mela, co tam ?
-Obudziłam Cię, strasznie przepraszam
-Nie no i tak miałam już wstawać
-Mam prośbę
-Mów śmiało
-Możemy się dzisiaj spotkać ?
-Ok, a gdzie ?
-Nie chce Cię fatygować to powiedz mi gdzie możesz ?
-Jadę na stadion, lecę po Sophie i zabieram ją do szpitala
-Dobra to wpadnę na stadion
-Okej, to będę czekała
-Dobrze, paa
-Pa, do zobaczenia - rozłączyłam się
-Mamo pojadę z Tobą do taty ?
-Jeżeli chcesz to tak
-Chce ! Tak chce ! - zaczęła skakać po moim łóżku
-Już spokojnie - zaśmiałam się
-Idę się ubrać - zeskoczyła i pobiegła do drzwi
-Sophie, ale ja najpierw jadę do pracy
-Musisz ?
-Muszę słoneczko - wstałam, a potem ją przytuliłam
-Dobrze, ale pośpieszysz się ?
-Oczywiście - uśmiechnęłam się. Mała poleciała do siebie, a ja wyjęłam jakieś ciuchy z garderoby, założyłam je, a potem ogarnęłam coś ze swoimi włosami. Moja mama jak zwykle już nie spała i zrobiła mi pyszne śniadanko.
-Mamuś zabieram Sophie do szpitala
-To puść mi sygnał jak będziesz po nią jechała to ją ubiorę
-Dzięki
-A teraz skończ wreszcie to śniadanie
-No przecież kończę - uśmiechnęłam się, a potem odłożyłam talerz do zlewu
-O której wrócicie ?
-Pewnie wcześniej niż ja normalnie
-To dobrze, zrobię obiado-kolacje
-Może chcesz jechać z nami ?
-Nie, ja tu trochę posprzątam
-Mamo - złapałam ją delikatnie za ramiona - nic nie musisz robić
-Em, ale sprawia mi to przyjemność
-Sprzątanie ? - zaśmiałam się
-Pomaganie mojej córce
-Dziękuje
-Jedź już, to szybciej będziesz
-Do zobaczenia - założyłam buty i wyszłam z domu. Ledwo zamieściłam się w samochodzie, chociaż może trochę przesadzam. Bardzo szybko dojechałam na miejsce swojej pracy. Zostawiłam rzeczy w gabinecie, a potem poszłam na murawę gdzie odbywał się już trening.
-Hej - uśmiechnęłam się - gdzie trener ?
-Cześć - okrążyli mnie - w gabinecie
-A Wy nie ćwiczycie ?
-Ćwiczymy, a co z Marco ?
-Lepiej - westchnęłam
-Ej no będzie dobrze - Gotze mnie objął
-Wiem - uśmiechnęłam się - wracam do pracy, a Wy ćwiczycie dalej
-Tak jest - zaśmiałam się i poszłam do swojego gabinetu. Nie wiem jak to możliwe, że jest tego aż tak dużo, miałam spory problem z tym, żeby to wszystko ogarnąć. Co jakiś czas robiłam sobie krótkie przerwy, aby chociaż na chwile od tego odsapnąć. Gdzieś tak po 13 przyszła do mnie Mela.
-Chcesz coś do picia ?
-Nie dziękuje
-No to mów co tam masz do mnie za sprawę
-Wiesz chodzi o ślub, Marco, Nico
-Mela powiedz mi dokładnie
-Nie odwołałaś przygotowań
-Nie - westchnęłam
-Nie mówię, że to źle, ale boję się, że sobie nie poradzisz
-Spokojnie, pomaga mi Ania
-Jakbyś potrzebowała jeszcze jakieś pomocy to dzwoń
-Zapamiętam - uśmiechnęłam się
-A powiedz mi jak Ty się czujesz ?
-Dobrze, wszystko jest w porządku
-Jeszcze chwilka i będziesz mogła odpocząć
-Myślę, że jak mały się urodzi to nie odpocznę
-Oj będziesz miała dużo osób do pomocy
-Mam nadzieje - zaśmiałam się
-Co z Marco ?
-Z dnia na dzień jest coraz lepiej
-Kiedy go wybudzają ?
-Nie wiem, lekarze nie są w stanie mi tego powiedzieć
-A jaka jest szansa na to, że wróci do sportu
-Jeżeli wybudzi się i będzie okej to bardzo duża
-Mam nadzieje, on tak kocha sport
-Nie miał żadnych złamań, więc myślę, że to będzie tylko kwestia czasu czy rehabilitacji
-A co Ci powiedział lekarz ?
-Jak Marco się wybudzi, nie będzie miał problemu z poruszaniem się i tak dalej to będzie dobrze
-To mnie pocieszyłaś - uśmiechnęła się
-Cieszę się
-Wiesz będę leciała, umówiłam się z Maxem
-Powodzenia - puściłam jej oczko
Dziewczyna wyszła z mojego gabinetu, a ja wróciłam do pracy. W mieczy czasie nalałam sobie wody do szklanki, która zaraz stała na biurku akurat pod ręką.
-Nie kop mamy - pogłaskałam się po brzuchu - ale Ty ruchliwy dzisiaj jesteś
No tak od kilku dni Nico szaleje i nie daje mi czasu chwili spokoju. Śmieje się, że pcha się na świat, chociaż wcale nie byłoby mi do śmiechu jakby się teraz urodził, bo to dopiero 33 tydzień, jeszcze mam ponad miesiąc do terminu.
Gdzieś tak po 15 puściłam mamie sygnał, zabrałam rzeczy i wyszłam. Ogarnęłam prawie wszystko i na szczęście jeszcze tylko jakiś czas i będę miała wolne.
-Jestem - weszłam do domu
-Jestem gotowa mamo !
-Tak ? - uśmiechnęłam się
-Tak, jedźmy już !
-No dobrze, to chodź - wzięłam ją za rączkę i wyszłyśmy z domu. Powoli włożyłam ją do fotelika, a potem przypięłam.
-Słoneczko, ale wiesz tata teraz sobie śpi, żeby wyzdrowieć - zaczęłam jak byłyśmy już w drodze - ale na pewno Cię słyszy
-Wiem, babcia już mi mówiła
-Tak ? To bardzo się ciesze
-A mogę mu zostawić swoje rysunki ?
-Jasne, na pewno bardzo się ucieszy
-A jak się obudzi to je zobaczy ?
-Tak, zobaczysz, że mu się spodobają
-A Ty chcesz zobaczyć ?
-Pokażesz mi w szpitalu
-Tak tak, na pewno Ci pokaże
-Co dzisiaj robiłaś jak byłaś z babcią ?
-Rysowałyśmy, byłyśmy na dworku
-Fajnie było ?
-Bardzo, mamo a czemu babcia wyjeżdża ?
-Nie wyjeżdża skarbie
-Czyli zostanie z nami na zawsze ?
-Myślę, że wróci kiedyś do dziadka
-A czemu on nie przyjechał ?
-Musi pracować
-Tak jak Ty i tata ?
-Tak właśnie jak my
-Jesteśmy już jesteśmy - pisnęła zadowolona
-Już cichutko - wyjęłam ją z fotelika i razem weszłyśmy do budynku. Wjechałyśmy windą na 4 piętro, przeszłyśmy przez kilka korytarzy i weszłyśmy do jego taty.
-Tato ! - mała podbiegła do jego łóżka - wiesz mam dla Ciebie rysunki, mama pozwoliła mi do Ciebie przyjechać, bardzo się stęskniłam. A Ty ? Też trochę tęsknisz ?
-Na pewno tęskni - uśmiechnęłam się pocieszająco
-Tato mama ma już taaki duży brzuch, a mój brat się niedługo urodzi. Musisz przyjechać do domu !
-Tęsknimy - szepnęłam, aby nie przeszkadzać mojej córce w monologu
-I babcia robi takie dobre jedzonko, zasmakuje Ci, a wiesz tato, że musisz strzelać jeszcze bramki dla mnie, mamusi i dla Nico. Widziałam jego zdjęcie, będzie podobny do mnie - zaśmiałam się po cichu, zdjęcie usg Nico jest u Sophie w pokoju, bo tak się w nim zakochała
Mała cały czas trajkotała, opowiadała, dotykała go, łaskotała. Śmiałyśmy się, a Marco dalej spał. Wierzę jednak, że słyszał to wszystko, bo bardzo bym tego chciała. Rozmawiałam też z lekarzem, jest bardzo dobrze, wyniki ma świetne, mała zjadła tam coś, a ja postanowiłam poczekać, aż wrócimy do domu. Kiedy Sophie po raz kolejny śpiewała Marco piosenkę, to ja napisałam do Anki.
"Kiedy będziesz w Dortmundzie ?"
"Będę jutro rano, bo musiałam tylko coś załatwić w Warszawie"
"Rozumiem :*"
"Jak tam w ogóle ?"
"Dobrze, właśnie siedzimy w szpitalu z Sophie"
"Jak ona to znosi ?"
"Na szczęście bardzo dobrze"
"W takim razie trzeba się tylko cieszyć"
"Cieszę się, tylko tęsknie"
"Kochana ułoży się na pewno"
"Wiesz ile razy dziennie to słyszę ?"
"Domyślam się, ale zaufaj nam :*"
"Ufam ;D"
Ledwo udało mi się wyciągnąć Sophie ze szpitala, w domu byłyśmy dopiero po 20, zjadłyśmy kolacje i położyłam ją spać. Już jej nawet nie kąpałam, bo była taka zmęczona, że nie było sensu. Opowiedziałam mamie co się działo w pracy i w szpitalu, dokończyłam kilka rzeczy i sama położyłam się do łóżka.
Jednak długo nie mogłam zasnąć, a jak wreszcie udało mi się przysnąć to zadzwonił mój telefon.
-Halo ? - spytałam zaspanym głosem
-Pani Emma Clark ?
-Przy telefonie
-Pani narzeczony się wybudził ...

piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział 38.

~Two Weeks Later~
Tak jak było planowane Marco dwa tygodnie temu został przeniesiony na zwykłą sale. Jego stan się coraz bardziej się polepsza, już samodzielnie oddycha, ale nadal jest w śpiączce. Lekarze nie potrafią powiedzieć, dlaczego. W końcu zrobili wszystkie badania i, żadne z nich nic nie wykazało. Mało tego podobno jest dobrze, więc nie wiem co mam myśleć.
Codziennie u niego jestem, ale wróciłam do pracy. Cały czas staram się pogodzić ze sobą wszystkie obowiązki, jest mi trudno bez niego, ale muszę być twarda. Dla siebie, dla niego, dla dzieci. Nie zrezygnowałam z przygotowań do ślubu, bo cały czas mam cichą nadzieje, że on się wybudzi.
Pielęgniarki, lekarze, nawet pani z bufetu, wszyscy mnie znają. Siedzę w niego od powrotu z pracy do wieczorami potem wracam do domu, zajmuje się Sophie, potem ślubem i idę spać. Wstaje rano, idę do pracy, a potem do szpitala. I tak w kółko, cały czas od prawie dwóch tygodni, bo przez 3-4 dni od przeniesienia siedziałam u niego i się nim zajmowałam. Tak na wszelki wypadek. Zrobię wszystko, żeby do nas wrócić, żeby nasze dzieci miały ojca.
-Dzień dobry - uśmiechnęłam się do pielęgniarki
-Witaj, jak się masz ?
-Dobrze, dziękuje
-Marco na Ciebie czeka
-Jak to ?
-Twoje wizyty bardzo mu pomagają, chyba już się przyzwyczaił do stałych godzin odwiedzin
-Miło to słyszeć - spojrzałam na wyświetlacz telefonu - spóźniłam się
-Wybaczy Ci - zażartowała
-Lecę do niego
-Jasne - przeszłam przez korytarz i weszłam do jego sali
-Cześć kotku - delikatnie go pocałowałam, a potem usiadłam i złapałam go za rękę - stęskniłam się za Tobą. Oj żebyś wiedział jak Sophie na Ciebie czeka, nawet narysowała Ci laurkę, ale zapomniałam jej zabrać. Przepraszam. Chłopaki też nie mogą się już doczekać, aż Cię zobaczą. Treningi bez Ciebie to nie to samo. Brakuje nam Ciebie, wszystkim. Niedługo rodzę, jest mi coraz ciężej, ale wiesz daje rade. Chce, żebyś był ze mnie dumny. Tak bardzo Cię kocham, nie mogę Cię stracić. Kto będzie mnie stawiał do pionu ? Kto pomoże mi przy dzieciach ? Tak bardzo pragnę założyć z Tobą rodzinę, wziąć ślub, chce być z Tobą do śmierci. Ale nie teraz, tylko jak będziemy już starzy. Obiecałeś mi kiedyś, że będziemy razem rozpieszczali nasze wnuki, pamiętasz ? Mieliśmy kupić domek nad jeziorem, siadać wieczorami w bujanych fotelach i oglądać zachód słońca. Obiecałeś mi, a ja nie pozwolę Ci odejść, dopóki nie spełniasz swojej obietnicy. Wiem, że jestem egoistką, ale przykro mi muszę zastosować szantaż. Za bardzo mnie kochasz, żeby mi nie wybaczyć.
Przez kilkanaście minut głosiła jeszcze swój monolog. Tak było codziennie, opowiadałem mu co się dzieje, jak się czuje, przynosiłam mu zdjęcia, laurki, kwiaty. Robiłam dosłownie wszystko. Lekarze i pielęgniarki mówią, że to dużo daje, ale ja nie widzę żadnej poprawy. Czy ze mną jest coś nie tak ?
-No moja droga wyganiam Cię
-Już ? - zdziwiłam się
-Jestem po 19
-No tak, muszę położyć Sophie spać
-Sama też połóż się wcześniej
-Postaram się
-Pamiętaj, że musisz zrobić to dla Nico
-Wiem, pamiętaj
-Do zobaczenia jutro
-Tak, do jutra - zabrałam swoje rzeczy, pocałowałam jeszcze Marco na pożegnanie i wyszłam. Opuściłam szpital i wsiadłam do swojego białego mercedesa. Było jeszcze widno, wiadomo zaraz będzie lato. Na ulicach nie było dużego ruchu, dlatego po 20 minutach byłam już w domu.
-Jestem
-Mamo mamo !
-Cześć skarbie. Co się stało ?
-Zapomniałaś laulki dla taty
-Wiem słoneczko, przepraszam
-Zaniesiesz jutro ?
-Oczywiście - weszłyśmy wgłąb domu
-Em masz kolacje w lodówce. Podgrzać Ci ?
-Zaraz - uśmiechnęłam się - Sophie idziemy się umyć i spać
-Już ?
-Tak chodź - podałam jej rękę - przeczytam Ci jakieś bajki
-Ok - pobiegła szybko na górę, a ja się za nią wtoczyłam. Nalałam wody do wanny, rozebrałam córkę i umyłam ją. Ubrałam ją w jej ulubioną piżamkę, którą dostała w marcu na urodziny. Mała wybrała sobie kilka bajek, które przeczytałam jej, kiedy leżała już w łóżku przykryta kocykiem.
-... I żyli długo i szczęśliwe - zakończyłam
-Mamo, a czy Ty i tatuś też będziecie żyli długo i szczęśliwie ?
-Tak słoneczko, na pewno - pocałowałam ją w czoło - a teraz już śpij
-Dobrze mamo - zgasiłam lampkę, a ona zamknęła oczy. Po cichu wyszłam z jej pokoju, zamknęłam za sobą drzwi i zeszłam do kuchni. Podgrzałam sobie kolacje i usiadłam razem z nią w jadalni.
-Widzę, że już sobie wzięłaś
-Tak, dziękuje
-Na zdrowie
-Mamo przepraszam, że zawaliłam na Ciebie tak dużo obowiązków
-Oj Em i tak bardzo dużo na siebie bierzesz, a ja czuje się świetnie
-Jesteś najlepszą mamą na świecie
-Ty też jesteś taką mamo, córeczko
-Boje się, wiesz ? Znowu jestem sama, a nie chce po raz kolejny wychowywać dzieci bez ojca
-On się obudzi szybciej niż myślisz
-Mam taką nadzieje
-Córcia ja idę spać - pocałowała mnie w policzek - Ty też się zbieraj
-Dokończę jeść i pójdę pod prysznic
-Tylko szybko, bo widzę, że jesteś zmęczona
-Dobrze mamo - uśmiechnęłam się. Bardzo szybko dokończyłam kolacje, sprzątnęłam i idąc na górę zgarnęłam laptopa. Dość szybko (jak na mój stan) się wykąpałam, założyłam jedną z wielu koszulek Marco i położyłam się do łóżka.
Uruchomiłam laptopa, zalogowałam się i weszłam w internet. Zajrzałam na Facebooka, maila i dokończyłam to co zaczęłam dzisiaj na stadionie. Jak skończyłam to było już dość późno, ale weszłam jeszcze na strony plotkarskie, bo bardzo mnie kusiło.
Znalazłam tam mnóstwo linków o Marco, ale weszłam tylko w kilka.
"MARCO REUS MIAŁ WYPADEK !
Gwiazda niemieckiego klubu Borussia Dortmund miał wypadek 24 kwietnia. Piłkarz najprawdopodobniej stracił panowanie nad swoim sportowym autem i wjechał w drzewo. Nie wiadomo co się z nim dzieje, ponieważ jego narzeczona i przyjaciele odmawiają komentarza"

"PIŁKARZ W KRYTYCZNYM STANIE !
Jak udało nam się dowiedzieć Marco Reus (24 l.) po wypadku trafił do szpitala w stanie krytycznym. Obecnie jest w śpiączce i nie wiadomo kiedy się wybudzi. Czy to koniec jego kariery sportowej ? Czy przeżyje ?"

"NARZECZONA PIŁKARZA PRZERYWA MILCZENIE !
Udało nam się porozmawiać z ciężarną narzeczoną Marco Reus'a - Emmą Clark (24 l.). Kobieta powiedziała nam tylko tyle, że stan piłkarza odrobinę się polepszył. Czy to oznacza, że przeżyje ? Jaka jest szansa, że niedługo się wybudzi ?"

"OFICJALNE OŚWIADCZENIE Z KLUBU !
Wczoraj do mediów trafiło oficjalne oświadczenie z klubu Borussia Dortmund na temat wypadku jednego z piłkarzy - Marco Reus'a (24 l.). Czytamy tam, że stan piłkarza jest stabilny, jednak nadal pozostaje on w śpiączce. Więcej informacji nie ma podanych. Czy klub szuka już następcy Marco ? Tego jeszcze nie wiemy"

Kilka pierwszych artykułów było już starych, inne były nowiutkie. Jego wypadek jest w kółko rozpamiętywany, media snują domysły. Jak zwykle robią sensacje ze wszystkiego. Na przykład jak wychodziłam ze szpitala w towarzystwie Roberta i przy jego pomocy wsiadłam do samochodu to przeczytałam, że pewnie mamy romans. Jakbym nie miała nic innego do roboty, kiedy mój narzeczony leży w śpiączce. No błagam, to jest żałosne !
Zmęczona tym wszystkim wyłączyłam sprzęt i za chwile zasnęłam. Tak bardzo chciałabym się teraz przytulić do Marco, a potem obudzić się w jego ramionach.

piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział 37.

Obudziłam się w swojej sypialni, więc spanikowana poderwałam się z łóżka i poszłam na dół.
-Która godzina ?
-Po 19
-Już ? Muszę jechać do szpitala
-Spokojnie, najpierw coś zjedz
-Łatwo Wam mówić - zjadłam przygotowany przez państwa Lewandowskich obiad, a raczej kolacje i poszłam na górę się przebrać. Wybrałam cokolwiek, związałam włosy, żeby było mi wygodniej i zadowolona zeszłam na dół.
-Zawieziecie mnie ?
-Jasne
-Dzwonili ? Zmieniło się coś ?
-Jeszcze nie
-Cholera
-Em to dopiero pierwsza doba
-Wiem, ale już mam dość
-My Ci pomożemy - wyszliśmy z domu
-Ej gdzie jest Sophie ? - przeraziłam się - jestem beznadziejna, zapomniałam o własnym dziecku
-Nie panikuj - zaśmiała się karateczka - mała jest na basenie z Twoją mamą
-Co ja bym bez niej zrobiła - westchnęłam
-Dobra wysiadka
-Super, dzięki - jako pierwsza opuściłam auto i od razu "pobiegłam" w miarę możliwości oczywiście po OIOM
-Już jesteś ?
-Chyba dopiero
-Odpoczęłaś trochę ?
-Tak, tak - podeszłam do szyby, położyłam na niej dłonie i przyglądałam mu się
-Lekarz Cię szukał
-Kocham Cię - szepnęłam, a potem zwróciłam się do przyjaciół - idę już
-Em !
-Hmm ?
-Bądź dobrej myśli
-Jasne - sztuczny uśmiech zagościł na mojej twarzy. Opuściłam korytarz i bez pukania weszłam do gabinetu lekarza - przepraszam, nie zapukałam
-Nic się nie stało, proszę usiąść
-Coś ważnego ?
-Przenosimy go jutro po południu
-Ordynator mówi, że rano
-Tak, ale jedne wyniki nie wyszły najlepiej
-Co to znaczy ?
-Musimy podać mu jeszcze kilka kroplówek, zwiększyć dawkę leków i do południa powinno być dobrze
-Czyli nie mam się czym martwić ?
-Nie spokojnie, jego stan jest dobry
-Dobrze, do widzenia
-Do widzenia - wyszłam z gabinetu. Pod OIOM-em nie zostało już dużo osób, tylko rodzice, Mela, Lewandowscy i Gotze
-Przeniosą go jutro po południu
-Widzisz, będziesz mogła z nim być tyle czasu ile będziesz chciała
-Wreszcie - kolejne łzy wypłynęły z moich oczu. Jest tam coś jeszcze ?
-Ej mała - Robert mnie objął, a Ania stanęła tuż obok - nie płacz, przecież się układa. Jego stan się polepsza, minęło tak mało czasu, a oni pozbywają się go z OIOM-u
-Pewnie masz racje - cichutko się zaśmiałam
-No i taki uśmiech ma być - uśmichnęła się Ania
-Tak jest !
-A jak ma się mój chrześniak ? - ukucnęła przede mną
-Och wstawaj, nie wygłupiaj się
-Kopie - zaśmiała się
-Mogę ? - Lewy spytał niepewnie
-Jasne, nawet nie musisz pytać - położył rękę na moim brzuchu
-Będzie piłkarz mały
-Zobaczymy
-A Ty wiesz jaki Sophie ma talent ?
-Do piłki ?
-No tak
-Wiem, w końcu moja córka - zażartowałam
-Jakby Marco to usłyszał
-Usłyszy jeszcze nie raz - puściłam mu oczko
-No popatrz będzie go dręczyła
-Ania i tak będzie po naszej stronie - wskazałam na siebie i swój brzuch
-Och Nico współczuje Ci - Lewy szepnął do mojego brzucha
-Dziękuje - przytuliłam ich oboje - poprawiliście mi trochę humor
-Zobaczysz, że jeszcze będziecie się z tego śmiali
-Wątpię, ale zobaczymy
-Marco zawsze był silny, a teraz ma jeszcze więcej siły. Ma dla kogo żyć, ma rodzinę, ma Was
-Wiem, nie pozwolę mu nas zostawić
-Zawsze możesz liczyć na nasze wsparcie
-Bardzo Wam dziękuje, ale jedźcie do domu
-Em daj spokój, zostaniemy. To nasz przyjaciel - odezwał się Mario
-Jedźcie, jutro macie trening
-Poradzisz sobie ?
-Spokojnie, my tu będziemy - głos zabrała Melanie
-Będę miała dobrą opiekę
-Do zobaczenia - pożegnałam się z przyjaciółmi
-Jak się czujesz ?
-Dobrze mamo
-Pamiętaj, że nie możesz się denerwować
-Staram się
-Wody ? - szwagierka podała mi plastikową butelkę
-Tak, dzięki - odkręciłam sobie i się napiłam
-Przynieść Ci coś do zjedzenia ?
-Jadłam w domu, przed wyjściem
-To minęło troszkę czasu
-Jak będę głodna to coś zjem
-Jasne uparciuchu
-Coś Ci wibruje w torebce
-O Boże - wyjęłam z torby telefon, ale nikt nie dzwonił, tylko dostałam sms. Od mamy.

"Co z nim Córciu ? Sophie się pyta czemu Was nie ma"
"Jest lepiej, jutro przeniosą go z OIOM-u. Przepraszam, jak wrócę to się nią zajmę"
"Nie przepraszaj, damy sobie rade. Zajmij się nim"
"Dziękuje <3 jak go przeniosą, to powiem małej. Musi go odwiedzać"
"Pamiętaj, że ona go bardzo kocha. Lepiej poczekaj jeszcze trochę"
"Dobrze, obgadamy to jeszcze w domu"
"Do zobaczenia :* daj znać jakby co"
"Ok, paa <3"

-Mama ?
-Tak, podobno Sophie się martwi
-I co ?
-Powiem jej, ale jak przeniosą Marco i jego stan będzie stabilny
-Nie wiem czy powinna wiedzieć
-No, a co mam jej powiedzieć ? Że tatuś wyjechał ?
-No nie, nie wiem
-Przepraszam
-A Ty za co ?
-Nie powinnam tak na Ciebie naskakiwać
-Doskonale Cię rozumiem
-Najgorszemu wrogowi nie życzę czegoś takiego
-Emma ! Co Ty tu robisz ? - odwróciłam się i zobaczyłam Eve
-Eva, cześć - westchnęłam niezadowolona - raczej ja powinnam spytać, nie pojawiałaś się na stadionie, nie dałaś znaku życia
-Och wybacz - zachichotała - miałam ważniejsze sprawy do zrobienia
-Nie wnikam w Twoje życie prywatne
-A Ty co tu robisz ? Coś jest nie tak z dzidziusiem ?
-Marco miał wypadek - szepnęłam
-O jezu ! Jak to ? Co z nim ?
-To nie jest Twoja sprawa - burknęłam zła
-Jak to nie ?! Miałam z nim pracować
-Ale nie pracowałaś !
-Powiedz mi co z nim !
-Żyje, ale jest w śpiączce. Więcej Ci nie powiem, więc odpuść sobie
-Jak go przeniosą - spojrzała przez szybę - to go odwiedzę
-Nawet nie próbuj
-Zobaczymy jeszcze - odeszła, a ja zła usiadłam na krzesełku
-Och nie przejmuj się
-Łatwo mówić, ona od początku miała chęć na Marco
-Czy on chociaż raz jej uległ ?
-No nie
-To nie masz się czym przejmować - przytuliła mnie - znam swojego brata
-Wiem, też go znam
-No to uśmiech proszę
-Niech będzie - wysiliłam się na krzywy uśmiech
-Na początek wystarczy - puściła mi oczko
*****
WIEM, ŻE KRÓTKI, ALE TERAZ TAKIE BĘDĄ :* niedługo to się zmieni ;D
jak nie ma szantażu to nie ma też komentarzy ;// komentujcie !!