piątek, 30 maja 2014

Rozdział 36.

Mijały kolejne godziny, stan mojego narzeczonego nie poprawiał się. Patrzyłam na niego przez szybę, był podłączony do respiratora, wokół niego było mnóstwo kabelków, urządzeń.
-Em musisz wrócić do domu
-Nie
-Em kochanie jesteś zmęczona, ledwo stoisz na nogach
-Nie zostawię go tutaj
-Wrócimy tutaj z samego rana
-A co jeżeli coś mu się stanie ?
-Zadzwonią do Ciebie
-Nie Ania ja się stąd nie ruszam
-To zostanę z Tobą
-Nie, jedź do domu
-Ale Emma ...
-Nie ! - przerwałam jej - chce zostać tu sama
-Jakby co to dzwoń - odpuściła i wyszła. Stanęłam tuż przy szybie i oparłam o nią czoło. Po moich policzkach spływały łzy, zapewne z moim makijażem. Bałam się, nie wiedziałam co mam myśleć, nie chciałam przyjąć do wiadomości, żadnych czarnych scenariuszy. Byłam przestraszona, zmęczona, bezradna. Czas, czas czas. Jak pytam o cokolwiek lekarzy to mówią mi, że mam czekać. A ja nie robię nic innego, tylko czekam. Wydaję mi się, że to jest cała wieczność, a ja spoglądam na zegarek to okazuje się, że minęło dopiero kilkanaście minut. Wszystko strasznie się dłużyło, nie wiedziałam już co mam robić. Co chwila zmieniałam pozycje, siedziałam, stałam, chodziłam. Ale to nic nie dawało.
-Pani Emmo
-Tak ? - spojrzałam na lekarza
-Niech pani idzie do domu, odpocznie
-Nie, nie. Zostanę
-To niech się pani prześpi w pokoju lekarskim
-Dziękuje - postałam mu smutny uśmiech
-Trafi pani sama ?
-Tak
-Jakby co to ja tu będę
-Bardzo dziękuje - mimo tego, że nie chciałam zostawiać Marco, to przeszłam kilka pomieszczeń dalej i położyłam się w pokoju lekarskim. Byłam bardzo zmęczona, to wszystko mnie przytłaczało i nie mogłam zasnąć. Nie wiem jak to się stało, że zasnęłam, ale nie na długo. Obudziłam się po godzinę, może dwóch i od razu poszłam do Marco. Nic się nie zmieniło. Kiedy to się skończy ? Czemu to spotyka właśnie nas ?
-Co z nim ? - zaczepiłam lekarza
-Nie chce robić pani nadziei - westchnął - jego stan się poprawia, ale nadal jest źle
-Długo będzie tutaj
-Myślę, że jeszcze kilka dni
-A potem ?
-Przeniesiemy go do innej sali
-Kiedy on się wybudzi ?
-Bardzo mi przykro, ale nie wiem
-Nawet w przybliżeniu ?
-To kwestia czasu
-Jakiego ?
-Na prawdę jest rożnie. Czasami to trwa tygodniami, miesiącami, ale równie dobrze latami
-Latami ? - spojrzałam na niego ze łzami w oczach
-Przykro mi, teraz musimy czekać, ale jeżeli jego stan się poprawi to może sami spróbujemy go wybudzić
-Jaka jest na to szansa ?
-Pani Emmo ja nie mogę pani teraz wszystkiego powiedzieć
-Wiem, przepraszam
-Jak tylko jego stan się poprawi to pani powiem
-Dobrze, dziękuje - nalałam sobie wody i usiadłam na krzesełku. Trochę przysnęłam, ale zaraz zrobiło się rano, zeszło się mnóstwo ludzi, pielęgniarki, lekarze, pacjenci.
-Emma - usłyszałam znajomy głos
-Mela - podbiegłam do siostry mojego narzeczonego i wtuliłam się w nią
-Już cichutko
-Gdzie on jest ? - spytała jego mama
-Tam - wskazałam na pomieszczenie za szybą
-Nie płacz, nie możesz się denerwować
-Mela, ale ja się tak bardzo boje
-Chodź usiądziemy - posadziła mnie na krześle
-Pani Emmo, moge panią prosić ?
-Tak, oczywiście - podeszłam do lekarza prowadzącego
-Powoli jego stan się polepsza
-Mówił pan to wcześniej - westchnęłam
-Teraz jest jeszcze lepiej
-Mogę do niego wejść ?
-Nie mogę wpuścić pani na OIOM
-Proszę tylko na kilka minut
-Obiecuje jak tylko go przeniesiemy to panią wpuszczę
-Dobrze, poczekam
-Proszę nie zapominać o sobie, jest pani w ciąży
-Tak ja wiem
-Przepraszam, muszę iść na obchód
-Rozumiem - wróciłam do swojej przyszłej rodziny
-Em wracaj do domu, jesteś tu od wczoraj. My tu zostaniemy
-Nie, ja muszę zostać, wiedzieć, że jest bezpieczny
-Co powiedział Ci lekarz ?
-Że jego stan cały czas się poprawia
-Widzisz możesz jechać, wrócisz potem
-Nie nie - delikatnie się uśmiechnęłam - zostanę
-To chociaż coś zjedz
-Nie mam ochoty
-Zabieram Cię do restauracji, jest tutaj obok szpitala
-Mela nie
-Bez dyskusji - niechętnie, ale opuściłam szpital w towarzystwie starszej ode mnie kobiety
-Na co masz ochotę ? - spytałam patrząc w menu
-Jadłam w domu, Ty sobie coś wybierz
-Ok - mruknęłam
-Dzień dobry, co podać ?
-Sałatkę z kurczakiem poproszę i sok pomarańczowy
-Coś jeszcze ?
-I jeszcze drugą taką na wynos - uśmiechnęłam się sztucznie
-Oczywiście
-Wszystko się ułoży, zobaczysz
-Mela co się ułoży ? Cholera zaraz rodzę, mieliśmy brać ślub, a nie wiadomo czy on przeżyje. Wiesz jak się o niego boje ? Kocham go jak nikogo, nie chce go stracić
-Nie stracisz
-A co jeżeli on się obudzi dopiero za parę lat ?
-Co ja powiem Sophie, Nico ?
-Nic im nie powiesz, Marco się szybko wybudzi, jest silny, zdrowy organizm. Nie możesz zakładać najgorszego
-Ja się tak strasznie boje - łzy spłynęły po moich policzkach - straciłam głupie 3 lata, mogłabym być teraz jego żoną, a tak to co ? Przez własną głupotę dwa razy go straciłam, kolejny nie zamierzam
-Wiem malutka, wiem
-Proszę pani danie - kelner postawił przede mną miskę, szybko zjadłam, zapłaciłam, a dziewczyna wzięła pudełko na wynos. Jak wyszłyśmy to otoczyli nas komentarze
-Co z Marco ?
-Żyje ?
-Jakie ma obrażenia ?
-Kiedy wróci ?
-Ile to potrwa ?
-Bez komentarza - próbowałam ich minąć
-Wyda pani oficjalne oświadczenie w tej sprawie ?
-Nie wiem jeszcze - szybko uciekłyśmy do środka. Na korytarzu stało bardzo dużo naszych znajomych.
-Zmieniło się coś ? - zapytała Melanie
-Nie wiemy
-Pójdę do lekarza - oznajmiłam
-Em to bez sensu, jakby coś się zmieniło to by nam powiedzieli
-Nie potrafie tak stać bezczynnie
-Trzeba się uzbroić w cierpliwość
-Mam dość - usiadłam na krzesełku - niech to się wreszcie skończy !
-Spokojnie, będzie dobrze
-Tego nie wiecie
-Trzeba być dobrej myśli
-Jestem tej myśli - uśmiechnęłam się smutno
-Kto z państwa jest najbliższą rodziną pana Reusa ? - podszedł do nas mężczyzna w średnim wieku
-Ja - powiedziałam niepewnie
-Jestem ordynatorem
-Bardzo mi miło
-Mogę panią prosić na chwilkę ?
-Tak, już idę - przeszliśmy kawałek dalej
-Konsultowałem pani męża
-Narzeczonego - niechętnie go poprawiłam
-Przepraszam - zaśmiał się - jego obrażenia nie są na tyle poważne, żeby długo tutaj przebywał. Jutro przeniesiemy go innej sali, w której będzie sam. Jak tylko jego organizm będzie gotowy to odłączymy go od respiratora, myślę, że to nastąpi już niedługo. No i pozostaje tylko kwestia wyburzenia
-Ja wiem, że nie może mi pan niczego zagwarantować, ale według pana, kiedy będzie można go wybudzić ?
-Jest sportowcem, ma bardzo silny organizm, który walczy, więc jak tylko jego stan się wystabilizuje to sam osobiście podejmę próbę wybudzenia go
-Dziękuje bardzo - wreszcie dostałam dobre wiadomości
-Nic nie obiecuje, ale takie jest moje zdanie
-To jest już coś
-Gdyby chciała pani wiedzieć coś jeszcze to zapraszam do siebie
-Dziękuje jeszcze raz - uścisnęłam jego dłoń. Uśmiechnięta i zadowolona wróciłam z powrotem do rodziny i przyjaciół.
-Em jedziesz teraz z Anią i Robertem do domu, my zostajemy i jakby co to zadzwonimy
-Ok, ale tylko na chwile
-Nie wracaj dopóki nie odpoczniesz
-Dzwońcie jak tylko się czegoś dowiecie - wyszłyśmy ze szpitala
-Siadaj z przodu - uśmiechnęła się Healthy
-Na pewno ?
-Tak tak - Lewy otworzył mi drzwi. Wsiedliśmy do auta, zapięłam pasy i oparłam głowe o szybę. Długo walczyłam, ale w końcu ze zmęczenia zasnęłam.

*****

Heej ! Mam dla Was dobrą (dla mnie dobrą !) wiadomość :D Mam kolejnego bloga, znowu o Marco :D jednak teraz nie założyłam go sama, tylko przejęłam go od pewnej dziewczyny, która chciała go usunąć. Wiem, że pewnie macie mnie już dość, bo w kółko zakładam nowe blogi ... Tak, że ten, mam nadzieje, że może chociaż zajrzycie ;) 

piątek, 23 maja 2014

Rozdział 35.

~April 24, 2014~
* Emma*
Coraz bliżej porodu, coraz bliżej lata, coraz większy brzuch. Zresztą co tu dużo gadać, to już 31 tydzień ciąży, powoli robi się ciepło. Mój kręgosłup wysiada, na szczęście moja mama bardzo mi pomaga. Co prawda wyjechała na jakiś czas, ale od jakiegoś tygodnia znowu u nas mieszka. Gdyby nie ona to chyba bym nie pogodziła tych wszystkich obowiązków. Ciekawe jakich obowiązków ? To mogę wymieniać tak w kółko. Nasz ślub zbliża się wielkimi krokami, do tego dochodzą narodziny Nico, które są jeszcze bliżej, koniec sezonu co oznacza wszystkie opinie, rozmowy, mecze i większością zajmuje się ja, trzeba przygotować dla malucha wyprawkę, jest jeszcze Sophie, ale spokojnie nie zapomniałam o niej. Pewnie gdyby nie mama, Marco, Ania to miałabym problem, żeby to wszystko pogodzić. Ja i Ania zajmujemy się ślubem, mama Sophie, Marco pracą, a sprawy klubowego psychologa załatwiam na stadionie, ale też czasami w domu, bo nie wyrabiam. Na szczęście jeszcze tylko trochę Marco jest taki cudowny, ale czasami tak mnie wkurza, że mam ochotę wystawić mu walizki za drzwi. Kilka tygodni temu, dosłownie kilka wymyślił, że powinnam oglądać mecze w telewizji, bo na stadionie może być niebezpiecznie. No, ale przecież jakby miało mi się coś stać to by mi się stało. Nie rozumiem go.
-Em śniadanie !
-Idę mamo ! - krzyknęłam z sypialni
-Na którą dzisiaj idziesz ? - Marco mnie objął
-Nie wiem czy w ogóle idę
-Jak to ?
-Mam kilka spraw do załatwienia
-Sama będziesz ?
-Nie spokojnie, wyciągnęłam Anie
-To dobrze - pocałował mnie w policzek
-Em ile mam na Ciebie czekać ? Wystygnie Ci
-Ide już - zachichotałam. Zeszliśmy razem na dół, usiadłam przy stole, zjadłam jajecznicę i popiłam gorącą herbatą
-Sophie jeszcze śpi ? - zapytał mój przyszły mąż
-Tak
-Ja lecę - pocałował nas obie w policzki - będę wieczorem
-Dopiero ?
-Przepraszam
-Nie gniewam się, spokojnie
-Uff - wyszedł z kuchni
-Marco - zawołałam jak był w przedpokoju
-Tak ?
-Uważaj na siebie
-Oczywiście, jak zawsze - usłyszałam tylko zamykające się drzwi
-Mamo ja jadę z Anią do jubilera obejrzeć obrączki i biżuterię ślubną
-Oczywiście
-Zostaniesz z Sophie ? Czy masz jakieś plany ?
-Kochanie jestem tu po to, żeby Wam pomagać
-Kocham Cię mamo - przytuliłam ją
-Na którą umówiłaś się z Anią ?
-Będzie po mnie za - spojrzałam na wyświetlacz telefonu - godzinę
-To leć się ogarnąć
-Ok, dzięki za śniadanie, było pyszne - poszłam na górę, zabrałam jakieś ciuchy z garderoby, a potem od razu poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, wytarłam się porządnie ręcznikiem, a potem ubrałam się. Puściłam włosy luźno na ramiona, dobrałam jakaś biżuterię i zeszłam na dół. Założyłam buty, zarzuciłam na siebie jakiś cienki płaszczyk i wyszłam. Uśmiechnięta wsiadłam do auta swojej przyjaciółki.
-Hej piękna
-Witaj kochanie
-Ej Ania
-No ?
-Musisz zostać moim osobistym trenerem
-Cały czas nim jestem
-Ne teraz
-To kiedy ?
-Po porodzie, bo zostaną mi 2 miesiące do ślubu, ale przez miesiąc nie będę mogła robić żadnych gwałtownych ćwiczeń
-Dla Marco zawsze byłaś i będziesz idealna
-No wiem, ale i tak muszę schudnąć do lata
-Nie przytyłaś dużo
-O wiele za dużo - westchnęłam
-Pamiętasz jak byłam z Tobą u lekarza ?
-Jasne, że pamiętam
-A co wtedy powiedział ?
-Że dziecko dobrze się rozwija i jak na to, że jestem w zaawansowanej ciąży nie przytyłam wiele
-No właśnie
-Ale przytyłam
-A co Ty byś chciała schudnąć ? - zaśmiała się
-Tak się da ?
-Szczerze wątpię
-Szkoda - zażartowałam
-Dobra wysiadka
-Myślisz, że to jest tak łatwo ? - wygramoliłam się z samochodu i razem weszłyśmy do jubilera
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc ?
-W zasadzie to przyszłyśmy zobaczyć obrączki i biżuterię ślubną
-Tutaj proszę - kobieta wskazała nam gdzie mamy podejść
-O super, dziękujemy
-Tego jest tak dużo, w życiu niczego nie wybiorę
-Mówiłaś, że oglądaliście już coś z Marco
-Tak - westchnęłam - patrzyliśmy na kilka z tych par
-Na które ?
-Te, te, te i tamte pierwsze z lewej w środkowym rzędzie - pokazałam jej
-No i dobrze, to mamy mniej do oglądania
-Które są najlepsze ?
-A o których mówił Reus ?
-Powiedział, że jak wybiorę, któreś z tych 4 to będzie idealnie
-Czyli masz sama wybrać ?
-Tak, ale te 4 to on wybrał, więc jest sprawiedliwie
-Jacy zgodni
-Żebyś wiedziała - uśmiechnęłam się - wiesz na początku się bałam, że wybierze jakieś, które mi się nie spodobają, ale wstrzelił się idealnie w mój gust
-Zna Cię
-Jak nikt inny
-Mam tak z Robertem
-Oj Wy jesteście chyba jeszcze bardziej zgodni
-Nie prawda
-Prawda prawda - u jubilera spędziłyśmy jeszcze ponad godzinę przymierzałam obrączki, biżuterię, ale stwierdziłyśmy że jeszcze zobaczymy i pomyślimy. Jak wracałyśmy to na drodze był straszny korek, podobno był jakiś wypadek, więc pojechałyśmy boczną ulicą. Pod naszym domem stało kilka samochodów i reporterzy, więc obie weszłyśmy mocno zdziwione.
-Jestem
-Czemu nie odbierasz telefonu
-Miałam wyciszony, a Ani się rozładował
-Em, teraz spokojnie - Mario mnie objął
-Co się stało ?
-Marco, on ... cholera jasna
-Mario co się stało ?
-...
-Robert ?
-...
-Powiecie mi wreszcie ? - spojrzałam na kilku chłopaków z drużyny, aż w końcu zobaczyłam trenera - Jurgen ? Co się stało ?
-Musisz być spokojna
-Jestem spokojna - prawie krzyczałam
-Marco miał wypadek godzinę temu
-Co ? - wrzasnęłam przerażona - gdzie on jest ? To ten ogromny wypadek na głównej ? Co z nim ?
-Spokojnie, jest w szpitalu
-Co z nim ?
-Nie wiem, nikt nie chciał nam nic powiedzieć
-Ja muszę tam jechać
-Już jedziemy - opuściłam dom w towarzystwie Ani, trenera, Roberta i Mario. Razem wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy w stronę szpitala. Reszta chłopaków chyba też wyszła i pojechała za nami, ale nie byłam pewna. Nie płakałam, bo byłam za bardzo przestraszona, nie wiedziałam co robić, co z nim jest, jak to się w ogóle stało. Miał uważać, zawsze mu to mówię.
-Nie denerwuj się, wszystko będzie dobrze - Lewandowska obejmowała mnie i razem przemierzałyśmy korytarze. Pielęgniarka pokierowała nas pod gabinet lekarza. Zapukałam tam, a on zaprosił mnie do środka.
-Witam, proszę usiąść
-Co z nim ? - usiadłam na krześle
-Nie będę ukrył, jego stan jest krytyczny
-Przeżyje ?
-Nie mogę pani tego zagwarantować
-Jak to ?
-Jest w śpiączce, nie może sam oddychać, więc podłączyliśmy go do respiratora
-Mogę go zobaczyć ? - byłam coraz bardziej przestraszona, a co jeżeli on umrze ? Nie to nie możliwe, to mi się tylko śni, zaraz się obudzę
-Niestety tylko przez szybę. Pacjent jest na oddziale intensywnej opieki medycznej. Może rano, jeżeli przeżyje
-Jak pan może ? - oburzyłam się
-Bardzo mi przykro, ale on może nie przeżyć tej doby
-Jakie są szanse, że przeżyje
-Trudno jest mi to mówić, ale 40 %
-Tylko ? - poczułam jak ściska mi żołądek, serce wali mocniej. Mój Marco.
-Przykro mi
-Do zobaczenia - pośpiesznie opuściłam jego gabinet
-No i co ?
-OIOM - z trudem powiedziałam
-Ale co z nim ?
-Jest tylko 40% szans, że przeżyje do rana - krzyknęłam i wpadłam w histerie. Jestem całkowicie bezradna. Nic nie mogę robić. Muszę czekać. Tylko czekać ...
*****
Jestem okropna ? Przepraszam :/ ale tak już sobie wymyśliłam, że trochę namieszam :D
Dacie radę jeszcze więcej komentarzy ? Liczę na Was <3

14 komentarzy - Następny Rozdział 

piątek, 16 maja 2014

Rozdział 34.

* Marco *
Włożyłem małą do fotelika, a obok jej fotelika położyłem swoją torbę treningową.
-Tato
-Słucham ?
-A ciemu mama nie pojechała z nami ?
-Bo dzisiaj ma wolne
-A pójdziemy potem na płac zabaw ?
-A możemy pójść jutro ?
-Mozemy
-To pójdziemy
-Dziękuje
-Nie ma za co - uśmiechnąłem się
-A kiedy ulodzi się Nico ?
-Jeszcze trochę
-A ulodzi się przed moimi ulodzinami ?
-Nie kochanie, na pewno jeszcze nie wtedy
-To kiedy ?
-Za kilka miesięcy, wiesz kochanie jeszcze trochę
-Ja chcie telaz
-Kochanie jeszcze trochę, zobaczysz szybko zleci - dojechaliśmy na miejsce. Zaparkowałem auto na swoim miejscu parkingowym, wyjąłem córkę, a zaraz potem torbę.
-Mogę z Tobą do satni ?
-Nie słoneczko - zaśmiałem się
-Ciemu ?
-Bo nie będę tam sam
-A jak zamknę ocy ?
-To też nie - wziąłem ją za ręce - zaczekasz na mnie na murawie razem z trenerem, ok ?
-Ok - odwróciła głowe
-Nie obrażaj się - cmoknąłem ją w czoło - innym razem, jak będziemy pierwsi to pójdziemy do szatni
-Dobla, pzekonałeś mnie
-Cieszę się - zaśmiałem się po cichu. Zostawiłem małą pod opieką trenera, a sam pobiegłem do szatni.
-Cześć Marco
-Siema - uśmiechnąłem się
-Jak było w Paryżu ?
-Nie było źle
-A coś więcej ?
-Śpieszę się
-Co Cię tak ciągnie na murawę ?
-Sophie czeka
-Przywiozłeś ze sobą swoją małą księżniczkę
-No chciała to ją przywiozłem
-Och jak słodko
-Mario - spojrzałem na niego z politowaniem, ale już nic nie mówiłem, tylko założyłem korki i wyszedłem. Na murawie Klopp bawił się z moją córką, uśmiechnąłem się do siebie i podszedłem do nich.
-Tato tato - zaczęła skakać przede mną
-Słucham ? - ukucnąłem przed nią
-Wies, że wujek się ze mną bawił piłką
-Na prawdę ? - spojrzałem na Jurgena, a on pokiwał głową, żeby to potwierdzić
-Tak tak
-To świetnie - przytuliłem ją
-Marco dam jej tą mniejszą piłkę i jak będziecie biegali to niech się bawi
-Dziękuje
-Nie ma sprawy
-Nie jest trener zły, że ją wziąłem ?
-Nie, ona jest taka pocieszna
-To prawda
-Jesteśmy - dołączyli do nas moi koledzy
-To zaczynamy, na początek 15 kółek
-Ale trenerze ... - zawyłem
-Marco 20
-Nie ma takiej opcji !
-25 bez dyskusji
-Cholera - powiedziałem do siebie i ruszyłem
-Sophie chodź do mnie malutka - trener dał jej piłkę, a ona była tak zadowolona, że zaczęła z nią biegać, szaleć, a nawet próbowała trafić do bramki dużo większej od niej samej. Moi koledzy skończyli biegać, a mi zostało jeszcze kilka kółek, zmęczony dołączyłem do nich po kilku minutach. Zaczęliśmy robić wspólnie ćwiczenia rozciągające.
-Ej Marco Twoja córka to chyba będzie Twoją następczynią
-Wiadomo - uśmiechnąłem się
-Dobra jest
-Ona ma dopiero 4 lata, jeszcze wszystko się może zmienić
-Takiego talentu nie można zmarnować
-Coś musi po nim mieć
-No tak, na pewno nie inteligencje
-Dzięki
-Ej ej ej może zrobimy jakiś melanż ?
-Żadnych melanży Hummels - krzyknął trener
-Przepraszam
-Hahahaha - wszyscy wybuchliśmy śmiechem - brawo brawo brawo
-Oj cicho zrobimy innym razem
-Tylko następnym razem się tak nie ciesz od razu
-Odczepcie się - odburknął fochnięty
-Oj Mats to tylko takie żarty
-A idź Ty z tymi żartami
-Tato - Sophie znienacka rzuciła mi się na plecy. No tak teraz siedzieliśmy
-Znudziło Ci się ?
-Nie
-To co się stało ?
-Pić mi się chce
-Tam - wskazałem na ławkę - jest woda
-Dobla
-Pójdę z Tobą - chciałem wstać
-Nie ! Ja sama !
-No dobrze, to idź sama - wróciłem do ćwiczeń
-Zosia samosia - zaśmiał się Lewy
-A żebyś wiedział
-Skończyliście już ?
-Tak - potwierdziliśmy razem
-To dzielimy się na dwie drużyny, rozkładany pachołki, chorągiewki i robimy mały turniej
-Zapowiada się fajnie - zrobiliśmy to co nam kazał. Było przy tym mnóstwo śmiechu, w końcu wyszło na to, że był remis. Trener był z nas w miarę zadowolony, więc skończył trening kilkanaście minut wcześniej, kiedy poszedłem do szatni to on po raz kolejny miał oko na moją małą córkę. Kiedy wróciłem to Jurgen stał na bramce, a Sophie strzelała mu gole. Stałem chwile i przyglądałem się im, ale było już po 11, więc postanowiłem, że będziemy się zbierali, bo w końcu za godzinę jedziemy do lekarza. Zabrałem ją, pożegnałem się z mężczyzną i razem pojechaliśmy do domu.
Weszliśmy powoli do domu, rozebrałem córkę, a potem siebie.
-O już jesteście
-Dzień dobry mamo - pocałowałem ją w lewy policzek
-Emma jest w sypialni
-Śpi ?
-Nie wiem, położyła się, bo źle się czuła
-Dobra to idę - lekko się zdenerwowałem, wziąłem przy okazji torbę do ręki i pobiegłem na górę. Wszedłem do sypialni, wrzuciłem torbę do łazienki i usiadłem obok dziewczyny.
-Źle się czujesz ? - spytałem, chociaż dobrze wiedziałem jaka będzie odpowiedź
-Nie - uśmiechnęła się sztucznie
-Twoja mama mi powiedziała, więc nie kłam
-Po prostu jestem zmęczona
-Zmęczona czym ? Emma jesteś w ciąży, leżałaś w szpitalu
-Znowu chcesz zaczynać ?
-Nie - objąłem ją - przyniosę Ci herbatę, a za chwile musimy jechać do lekarza
-Odwołałam
-Czemu ?
-Nie chce nigdzie wychodzić, chce odpocząć
-Lekarz powiedziałby nam czemu źle się czujesz
-Marco jeżeli do jutra mi nie przejdzie to obiecuje, że pojedziemy do lekarza
-Ok - odpuściłem, bo nie chciałem się kłócić - pójdę po tą herbatę
-Dzięki - posłała mi uśmiech. Zszedłem do kuchni, gdzie moja przyszła teściowa robiła obiad, zrobiłem szybką herbatę, wziąłem kubek i zaniosłem go na górę.
-Proszę - postawiłem na szafce nocnej
-Jesteś na mnie zły ?
-Nie mam za co - położyłem się obok niej, a ona się do mnie przytuliła
-Mi na prawdę zależy na Nico, wiesz o tym
-Em nie mam do Ciebie pretensji
-Nie odchodź już nigdy
-Nigdy więcej - pocałowałem ją
-Zarezerwowałam sale weselną
-Tą, którą wybraliśmy razem jakiś czas temu ?
-Tak
-I co ?
-Jak się dowiedzieli, że to Twój ślub to obiecali dyskrecje i dużą zniżkę - zaśmiała się
-No ładnie
-Wszyscy Cie tu kochają
-Do szczęścia wystarczy mi tylko Twoja miłość
-Tyle już masz
-Wystarczy
-A jak nie będzie tak jak dawniej ?
-Będzie cały czas tak samo dobrze
-Jesteś urodzonym optymistą
-Nie prawda
-Prawda
-Jestem taki od 25 czerwca 2009 roku
-Wtedy się poznaliśmy - spojrzała mi w oczy
-A wiesz co jest najlepsze w tej dacie ?
-Nie wiem
-Dzień później masz termin, ale ...
-Ale jeżeli urodzę 25 to będzie idealna rocznica - dokończyła
-No właśnie

*****

Pobijamy rekord komentarzy kochane ! 

12 komentarzy - Następny Rozdział

piątek, 9 maja 2014

Rozdział 33.

Samolot mieliśmy zarezerwowany na wieczór, więc po południu zaczęliśmy się szykować, a raczej pakować. Dużo tego nie było, więc potem poszliśmy na obiad.
-Mówimy im od razu ?
-O czym ?
-O nas
-Możemy poczekać - zaśmiałam się
-Te kilka dni bez Ciebie to był koszmar - położył swoją dłoń na moją
-Wprowadzisz się znowu ?
-Wprowadzę się - posłał mi uśmiech
~Night~
Weszliśmy po cichu do domu, żeby nikogo nie obudzić. Jednak kiedy weszliśmy do salonu to okazało się , że Ania i moja mama tam są
-Mamo - podeszłam do niej szybko i wtuliłam się w nią
-Em córeczki ślicznie wyglądasz
-Dziękuje, tęskniłam
-Ja za Tobą też
-Długo zostajesz ?
-Tyle ile będzie trzeba
-Och to cudownie - zamieniliśmy się z Marco, teraz ja wstałam się z Anią, a on z moją mamą
-Dziękuje - cmoknęłam ją w policzek
-Pogodziliście się ?
-Było na prawdę świetnie
-Gratuluje - przytuliła mnie
-Nie powiedziałam, że się pogodziliśmy
-Marco - zawołała, a on na nią spojrzał - pogodziliście się ?
-Już dawno
-Coo ? - zaśmiałam się widząc jej minę
-Najważniejsza jest Sophie - wrabiał ją
-Nic się nie stało ? - spytała zawiedziona
-Zwiedzaliśmy, było fajnie
-Zawiedliście mnie
-Pójdę zrobić herbatę - uśmiechnęłam się. Weszłam do kuchni, postawiłam tace na blacie, a na niej cztery filiżanki. Przygotowałam herbatę i wróciłam do salonu. Wszyscy siedzieli na kanapie, więc do nich dołączyłam. Byłam lekko zmęczona, ale starałam się tego nie okazywać.
-Aniu nie pogniewasz się jak pójdę jutro z Em na badania ?
-Nie no co Ty - zachichotała
-Dobrze się czujesz ?
-Hmm ? Aa tak tak, zamyśliłam się
-Pójdę już - Lewandowska wstała z miejsca
-Zostań jak chcesz
-Nie, Lewy pewnie czeka
-Dobranoc - przytuliłam ją
-Paa - moja mama odprowadziła ją do drzwi, a potem wróciła do nas i usiadła na przeciwko
-A teraz słucham
-Ale co ?
-Co Wy kombinujcie ?
-My ? Nic
-Emma znam Cię od 24 lat
-Pogodziliśmy się - głos zabrał blondyn
-Nie można było tak od razu ?
-Mamo nie chcemy na razie nikomu mówić
-Rozumiem, ale żeby potem nie było nie porozumień
-Nie będzie - zaśmiałam się
-A teraz spać - wygoniła nas
-Dobranoc mamo
-Śpijcie dobrze - weszliśmy do naszej sypialni. Założyłam piżamę, umyłam zęby i ułożyłam się wygodnie w łóżku. Chłopak wziął jeszcze szybki prysznic, a za jakiś czas był już przy mnie.
-Kocham Cię
-Marco - usiadłam na łóżku
-Stało się coś ?
-Chce Ci coś powiedzieć, więc nie przerywaj mi, dobrze ?
-Dobrze - też usiadł
-Ja wiem, że nie mamy jeszcze ślubu, ale wiem też, że to teraz nie ma najmniejszego znaczenia. Kochamy się, ufamy sobie, mamy dzieci. Mamy swoje kariery, ale wiemy, że Twoja jest tą ważniejszą. Nie oszukujmy się, jakbym ja dostała propozycje pracy w Londynie, to Ty byś ze mną nie pojechał - westchnęłam - dlatego chce wiedzieć o wszystkich Twoich propozycjach zmiany klubu, a jeżeli się nad tym zastanawiasz poważnie to konsultuj to ze mną. Jeżeli nie to ten związek nie ma dla mnie przyszłości, mimo tego, że cholernie Cię kocham i mamy dzieci.
-Kochanie - ujął moją twarz w swoje dłonie - mogę Ci to obiecać i zagwarantować
-Bardzo Cię kocham - przytuliłam się do niego i usiadłam mu na kolanach - wiem, że jestem ciężka
-Nie prawda - usiadłam
-Yhmm - spojrzałam na niego podejrzliwie
-Nie kłamie
-Idziemy spać, jestem zmęczona
-Ok - zdążyliśmy zgasić światło, a nasze drzwi się otworzyły
-Mamo
-Chodź tutaj - powiedział Reus, bo ja powoli odlatywałam. Mój narzeczony przytulił małą, położył ją między nami, a ona powoli zasnęła. Zresztą tak samo jak my.
~Next Day~
Pierwsza o dziwo wstała Sophie, chociaż jest śpiochem, zresztą tak samo jak jej tata. Poszłam z nią do łazienki, umyłam ja, potem ubrałam i zeszłyśmy na dół. Wyjęłam z lodówki sałatę, ser, szynkę, pomidora, ogórka, rzodkiewki, a potem sięgnęłam po chleb, który leżał w specjalnym pudełku. Zrobiłam kilka kanapek, które położyłam na jej ulubionym talerzyku w księżniczki i zrobiłam do tego herbatę.
-Smacznego
-Dziękuje - bardzo szybko pochłonęła wszystko i grzecznie odłożyła po sobie talerzyk
-Grzeczna dziewczynka - przytuliłam ją i pocałowałam w czoło
-Mamo ?
-Tak ?
-Ja chcie z tatą na tlening
-Matko trening - przeraziłam się - poczekaj tu na mnie
-Dobzie - pobiegałam na górę i wpadłam do sypialni
-Marco wstawaj, szybko wstawaj
-Co się stało ? - poderwał się przerażony
-Trening, zapomniałam Cię wcześniej obudzić, przepraszam
-Nie ma sprawy - pocałował mnie - lecę się ubrać
-Ok - uśmiechnęłam się - zrobię śniadanie
-Idziesz dzisiaj ?
-Nie - zaśmiałam się - Jurgen powiedział, że mam się dzisiaj nie zjawiać
-To dobrze - rozeszliśmy się, ja na dół, a on do naszej wspólnej garderoby. Zrobiłam mu szybkie śniadanko, przygotowałam mu torbę treningową i czekałam.
-Dzięki - szybko zjadł i cmoknął mnie w policzek - na którą mamy by u lekarza ?
-Na 12:30
-To zdążę wrócić, lecę pa
-Tato !
-Tak Sophie ?
-Mogę jechać z Tobą ?
-Jasne, chodź tutaj - wziął ją na ręce i razem poszli do przedpokoju. Posprzątałam po jego śniadaniu, sama coś zjadłam i poszłam się ubrać. Najpierw wzięłam kąpiel, wysuszyłam włosy i ubrałam się. Och mój brzuch jest coraz większy.

*****
Mały szantaż
8 komentarzy - Następny Rozdział 

piątek, 2 maja 2014

Rozdział 32.

-Em śniadanie
-Yhmm
-Wstawaj
-Zaraz
-Emma - zaśmiał się
-Jestem w ciąży
-Wiem
-To daj mi spać
-Wystarczy już chyba
-Marco - podniosłam głos, ale nadal miałam zamknięte oczy
-Wstawaj - cmoknął mnie w policzek
-Daj mi jeszcze kilka minut
-Kochanie - położył się za mną i objął mnie w pasie, co było trudne - możesz spać po powrocie, ale Ty chyba jeszcze chciałabyś pozwiedzać
-Która godzina ? - odwróciłam się w jego strone
-Późna
-Oj bez przesady - otworzyłam oczy. Byliśmy bardzo blisko siebie, za blisko, ale odpowiadało mi to. Brakowało mi tego, miło jest to mieć, chociaż na chwile
-Jest 11:47, zanim się ogarnisz będzie po 12, dodaj do tego śniadanie i drzemkę, którą chcesz wymusić to minie za dużo czasu
-Jesteś głupkiem
-Czemu ?
-Bo budzisz mnie dopiero teraz
-No jasne moja wina
-Chyba nie czuje się najlepiej
-Co jest ? - spojrzał na mnie zmartwiony. Widziałam tą troskę w jego oczach, ale nie tylko, była też miłość. Jego wzrok od razu mnie urzekł, wtedy na imprezie
-Spokojnie - położyłam swoją dłoń na jego policzku - po prostu bolą mnie plecy i nie wiem czy nie przesadziłam z chodzeniem
-Zrobię Ci masaż
-Teraz ? - uśmiechnęłam się
-Dasz radę usiąść ?
-Nie jestem kaleką
-Wiem - mimo wszystko mi pomógł, usiadł za mną i zabrał się za masowanie moich obolałych pleców
-Jak będziesz tak robił dalej to nigdy nie wyjdziemy z tego pokoju
-Podoba mi się ta propozycja
-To nie była propozycja
-Nie ważne
-Ważne - odwróciłam się do niego
-Nie rób tak - zaśmiał się
-Ale o co Ci chodzi ?
-Nie odwracaj się tak gwałtownie
-Czemu ?
-Bo straszysz
-Dasz radę - nie wiem czemu, ale musnęłam ustami jego wargi. On uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie, całował mnie czule, ale namiętnie. Jak chciałam się wyrwać z jego uścisku to nie pozwolił mi, dalej trzymał mnie mocno, ale bez przesady
-Kocham Cię
-Marco - szepnęłam. Nie wiedziałam co mam zrobić, kocham go, mamy dzieci, chce z nim być
-Emma proszę Cię - powiedział równie cicho co ja
-Kocham Cię - przytuliłam się do niego - nie chce Cię stracić, ani teraz ani nigdy. Wiem czemu to zrobiłeś, rozumiem, na prawdę rozumiem. Proszę Cię nie rób tego więcej, nie chce Cię stracić. Już nigdy nie chce Cię stracić - popłakałam się
-Hej kotku - odsunął mnie od siebie i spojrzał mi w oczy, tak głęboko, że aż przeszedł mnie dreszcz, ale przyjemny - obiecuje, że już nigdy nie zrobie czegoś takiego. Nigdy mnie już nie stracisz. Zaufaj mi
-Ufam Ci - pocałowałam go
-Ubieraj się
-Czemu ?
-Mam niespodziankę
-Marco wole tutaj zostać - objęłam go - proszę Cię
-To nie zajmie dużo czasu, a potem możemy tu wrócić, smakujemy się
-Ok - wstałam z łóżka, pociągnęłam chłopaka za rękę i skierowałam się w strone łazienki
-Co robisz ? - uśmiechnął się
-Idę po prysznic - spojrzałam na niego i zauważyłam ten błysk w jego oczach - wiesz, że Cię kocham ?
-Wiem, ale wiem też, że było Ci trudno
-Nie rozmawiajmy o tym
-Nie chciałem, ja na prawdę tego nie chciałem
-Cii - położyłam palec na jego ustach - nie pamiętam o tym. To nie jest ważne, ok ? Kocham Cię, chce być z Tobą i tamto nie ma już znaczenia
-Jesteś wspaniała, gdybyś mi nie wybaczyła to nie dałbym sobie rady
-Ja też nie - jakaś jedna samotna łza spłynęła po moim policzku
-Nie płacz, nie przeze mnie
-Wole płakać przez Ciebie niż przez kogokolwiek innego
-Nigdy więcej, obiecuje, że nigdy ...
-Wiem - przerwałam mu - ja to wszystko wiem, nie wracajmy do tego. Wybaczyłam Ci, więc nie dręcz się już tym
-Chce, żebyś wiedziała
-Ale ja to wszystko wiem - przejechałam dłonią po jego policzku. Jego dwudniowy zarostu dodawał mu takiego uroku - a teraz idziemy pod prysznic
-Z przyjmnością - wzięliśmy prysznic, potem owinęliśmy się w identyczne ręczniki i Marco zaczął suszyć nam włosy. Raz swoje, raz moje, śmiałam się jak głupia. Jaką ja jestem szczęściarą, że na niego trafiłam, najlepsza osoba jaka pojawiła się w moim życiu, nie wspominając o Sophie no i o Nico też. Moja rodzina, która zawsze będzie ze mną.
-Odpuśćmy może tą niespodziankę ?
-Nie - posłał mi jeden z piękniejszych uśmiechów
-Ok, niech Ci będzie - ubrałam się i umalowałam, ale nic więcej. Wyszliśmy z hotelu, piłkarz mnie musisz długo mnie prowadzić, stanęliśmy tuż przed wieżą Eiffla
-Co my tu robimy - odwróciłam się, żeby zobaczyć wysoką budowle
-Emma - spojrzałam na niego, klęczał, a w ręku trzymał pudełeczko z pierścionkiem, tym samym co mu już kiedyś oddałam
-O mój Boże - zakryłam usta ręką
-Uczynisz mi ten zaszczyt i zgodzisz się zostać moją żoną ?
-Wstań głupku
-Najpierw mi odpowiedz
-Tak oczywiście, że tak - uśmiechnęłam się - wstaniesz już ?
-Yhmm - wsunął mi na palec pierścionek
-Nie musiałeś pytać - zarzuciłam mu ręce na szyje - ślubu nie odwołałam
-A zajęłaś się czymś ?
-Nie - zaśmiałam się - bo chciałam odwołać
-Nie pozwoliłbym Ci - pocałował mnie
-Już to widze - drażniłam się z nim
-Wiem, że udajesz kicia
-Nie mów tak do mnie
-Czemu nie ?
-Bo nie
-No cóż za świetne wytłumaczenie
-A żebyś wiedział
-Oj już się nie fochaj - objął mnie i skierowaliśmy się w strone naszego hotelu
-Nie focham się
-Kocham Cię
-Ja też Cię kocham - cmoknęłam go w policzek
-Tęskniłem
-Ja bardziej
-Nie ja
-Nie kłóć się
-Nie kłóce się
-To przyznaj
-Co ?
-Że ja bardziej tęskniłam
-Dobra - zaśmiał się - masz racje nie tęskniłem tak bardzo jak Ty
-Wiesz co jezteś wredny
-Sama mi kazałaś
-Nie trzeba było się mnie słuchać
-Kobiety - westchnął
-Coś mówiłeś ?
-Nie nie, przesłyszało Ci się
-No ja mam nadzieje
-Nadzieje zawsze warto mieć
-Głupek - uderzyłam go w ramie
-Bolało
-Miało boleć
-Dzięki
-Nie ma za co - zachichotałam
-Kopie - położył rękę na moim brzuchu
-Coraz więcej i częściej
-Już się nie mogę doczekać aż go zobacze
-Będziesz miał okazje zobaczyć go w poniedziełek
-Mówiłaś, że idziesz z Anią
-Ona zrozumie
-Ideał nie kobieta - pocałował mnie