czwartek, 14 maja 2015

Rozdział 70.

~May 31, 2019~
*Marco*
Podobno jak facet kończy trzydzieści lat to zaczyna się zastanawiać co poszło dobrze, a co źle w jego życiu. Magiczna trójka z przodu zachęca do refleksji. Skoro, więc ja też należę już do tego elitarnego klubu to może podsumuje to co ostatnio działo się w moim życiu. W zasadzie ostatnie dziesięć lat mojego życia to była bajka. Dziesięć lat temu poznałem moją ukochaną żonę, jesteśmy razem od lat sześciu, a małżeństwem od pięciu. Mamy trójkę wspaniałych dzieci, które rosną jak na drożdżach. Trudno jest mi uwierzyć w to, że Sophie ma już 9 lat, Nico niedługo skończy 5, a moja mała Lea całkiem niedawno miała 3 urodziny. Razem z Em nie planujemy więcej dzieci, trójka to całkiem fajna liczba, ale nigdy nie wiadomo jak to się wszystko w życiu potoczy. Cały czas gram w Borussii, ale nieubłaganie zbliża się ten czas kiedy będę musiał zrezygnować z kariery, niby mam jeszcze kilka lat, ale zanim się obejrzę to będę już na piłkarskiej emeryturze. W tym roku są Mistrzostwa Świata w piłce nożnej, cztery lata temu moja drużyna wygrała, w tym roku może też to nastąpi, ale znowu beze mnie. Zrezygnowałem, nie czuje się nie siłach, nie chce zostawiać rodziny na długo. Może postąpiłem egoistycznie, ale rozmawiałem też z trenerem i nie wiadomo czy dostałbym powołanie.
Dzisiaj jest piątek i razem z moimi najbliższymi przyjaciółmi i znajomymi idziemy do klubu świętować moje urodziny. Dzieci podrzuciłem do mojej mamy i tam mają zostać do końca weekendu, niech babcia się nimi nacieszy.
Impreza ma się zacząć około 19, wynająłem całkiem sporą loże, a moja ukochana wynajęła catering.
-Em już jestem - zawołałem wchodząc do domu
-Tak szybko ? - weszła do przedpokoju
-Śpieszyłem się - wzruszyłem ramionami
-Miałeś uważać - zaśmiała się całując mnie w usta
-Wiem wiem, ale uważałem
-Jak tam sobie poradziłaś z Elmo ?
-Wypuściłam go na dwór - przewróciła oczami
-Przyznaj, że jest słodki
-Jak wyszliście to wskoczył mi do łóżka i zaczął mnie lizać - uśmiechnęła się - ale tak, jest słodki
-No widzisz - złapałem ją za rękę - jestem głodny
-Jedliście śniadanie ?
-Dzieci jadły, a dla mnie było za wcześnie
-A wziąłeś wszystko dla Lei ?
-Tak, wszystko co było na liście
-To dobrze - odetchnęła
Poszliśmy do kuchni, gdzie moja ukochana zaczęła przygotowywać dla mnie, a może też dla siebie posiłek. Ja przeszedłem do salonu, gdzie wpuściłem psa przez taras. Szczeniak zaczął wesoło na mnie skakać i piszczeć. Ma już ponad pół roku, ale jest z nami od niecałych czterech miesięcy. W końcu dzieci namówiły Emmę, żeby zgodziła się na zwierzaka, bo ze mną nie miały najmniejszego problemu.
-Dawałaś mu jeść ?
-Jeszcze nie - pokiwała przecząco głową
-To ja mu dam
-Mogłeś zabrać go do swojej mamy, będzie tęsknił za dziećmi
-Wytrzyma, a wiesz jaka mama jest przewrażliwiona na punkcie swojego ogródka
-Tak to prawda - zaśmiała się
Nasypałem do miski Elmo porcje jego śniadania, a następnie usiadłem przy stole. Żona postawiła przede mną talerz z jajecznicą oraz tostami i kubek z herbatą, a sama usiadła naprzeciwko.
-Ty nie jesz ?
-Już jadłam
-Dziękuje
-Smacznego, na zdrowie
-Czemu mi się tak przyglądasz ?
-Mam pytanie
-Tak ?
-Wolisz dostać prezent teraz czy na imprezie ?
-Może być na imprezie - uśmiechnąłem się
-Okej, jak wolisz
-Co będziemy robić do imprezy ?
-A co byś chciał ? To Twoje urodziny
-Ja już wiem co bym chciał - zaśmiałem się
-Zboczeniec - pokazała mi język
-Starzeje się, więc muszę korzystać póki czas
-Myślę, że jeszcze przez jakiś czas będziesz w pełni sił
-Jakiś czas ? - uniosłem pytająco jedną brew - miałem nadzieje, że jeszcze przez długi czas
-Właśnie o to mi chodziło
-Tak myślałem - puściłem jej oczko
-Jesteś pewien tych mistrzostw ?
-Tak
-Może jeszcze chwile o tym pomyśl
-Em jestem pewien - złapałem ją za rękę - ten temat jest już skończony
-W porządku
-Możemy iść na spacer z Elmo
-Tak, to dobry pomysł - uśmiechnęła się
-Przebierasz się czy coś ?
-Nie, chyba, że powinnam
-Wyglądasz pięknie tak zawsze
-Skoro tak mówisz to jestem gotowa
-Super
Przeszliśmy do przedpokoju, gdzie ubrałem szczeniaka w szelki, przypiąłem do nich smycz i wyszliśmy z domu. Złapałem moją żonę za rękę i kierowaliśmy się w stronę parku.
-Patrz jaki jest zadowolony ze spaceru
-Znudził mu się już ogród - zaśmiała się wesoło
-Pewnie tak
-Kochanie
-Słucham
-Chodźmy na lody - spojrzała na mnie
-Okej - zboczyliśmy trochę z trasy, żeby podejść do budki z lodami - jakie chcesz ?
-Sorbet malinowy i bakaliowe
-W porządku
Zamówiliśmy sobie po dwie gałki i znowu szliśmy do parku. Na miejscu usiedliśmy gdzieś na trawie, a Elmo kręcił się gdzieś koło nas na całej długości smyczy.
-To mądry pies - spojrzałem na niego
-Tak, dobrze, że go wzięliśmy
-Możesz powtórzyć ? - zaśmiałem się
-Oj spadaj - machnęła ręką
-Jeszcze nie dawno nie chciałaś psa
-To było kilka lat temu
-Bez przesady - przewróciłem oczami
-Czas szybko mija staruszku - zażartowała
-Ja Ci dam staruszku - przyciągnąłem ją do siebie - przeginasz skarbie przeginasz
-I co mi zrobisz ? - przygryzła wargę
-Zobaczysz jak tylko wrócimy do domu - przelotnie ją pocałowałem
Kilka godzin później szykowaliśmy się już na imprezę. Założyłam czarne jeansy i błękitną koszule, a moja żona ubrała się w beżową sukienkę i wysokie obcasy.
-Możemy już wychodzić ?
-Tak, zamówiłam już taksówkę
-W takim razie chodźmy - wyszliśmy z domu, a taksówka już była
Wsiedliśmy do niej, podałem adres klubu i dwadzieścia pięć minut później byliśmy już na miejscu. Szybko zapłaciłem, wysiadłem, a następnie pomogłem wysiąść Emmie. Weszliśmy do eleganckiego budynku, podałem swoje nazwisko, a menadżer klubu zaprowadził nas do odpowiedniej loży, gdzie byli już prawie wszyscy goście. Wszyscy zaczęli mi składać życzenia i wręczać prezenty, a ja cierpliwie czekałem na koniec kolejki. Ostatnia jak zwykle była moja ukochana.
-Kochanie życzę Ci wszystkiego co najlepsze, dużo zdrowia, dużo miłości, dużo szczęścia. Mam nadzieje, że przynajmniej niektóre marzenia Ci się spełniły, ale mimo wszystko życzę Ci spełniania marzeń. Pociechy z dzieci i jak najmniej kłótni z żoną. Wszystkiego najlepszego - pocałowała mnie
-Dziękuje Ci bardzo - odwzajemniłem pocałunek
-Mam nadzieje, że impreza się uda
-Na pewno - zaśmiałem się
Wszyscy zaczęliśmy tańczyć w rytm głośnej muzyki, piliśmy sporo alkoholu, ale nie zapomnieliśmy również o jedzeniu. Leciała akurat jedna z piosenek Beyonce, którą lubi Em, więc dołączyłem do niej na parkiecie. Razem na prawdę świetnie nam wychodziło, a moi goście patrzyli na nas i zrobili nam więcej miejsca.
-Kocham Cię - powiedziałem zanim energicznie wykonałem obrót
-Ja Ciebie też - zachichotała
Za chwile przejął ją Mario, a ja wróciłem do stolika. Zauważyłem, że siedzi przy nim Ania, więc usiadłem obok niej
-Coś się stało ?
-Nie, dlaczego ?
-Siedzisz tu tak sama
-Odpoczywam
-Na pewno ? - spojrzałem na nią podejrzliwie
-Oczywiście - uśmiechnęła się
-Chodź zatańczymy - wyciągnąłem w jej stronę dłoń
-Dobrze - westchnęła - zatańczymy
-Nie mogłabyś mi odmówić. W końcu mam dzisiaj urodziny
-To masz szczęście - puściła mi oczko i obydwoje się zaśmialiśmy
Niecały rok temu Ania urodziła drugie dziecko, znowu córeczkę, którą nazwali Zuzia, a Wika, która ma 4 lata bardzo się cieszy z młodszej siostrzyczki. Ania jak to Ania cały czas prowadzi bloga, często podróżuje, ale już dużo mniej. No i na stałe zrezygnowała z Karate, ale to już przy pierwszej ciąży.
-To co Aniu dobijajcie do trójki ? - zaśmiałem się
-Mówisz o dzieciach
-Pewnie, że tak
-Już chyba nie - pokręciła przecząco głową
-Za późno zaczęliście
-Wy za to zaczęliście wyjątkowo wcześnie - odgryzła się
-Kiedyś trzeba - stwierdziłem
Zeszliśmy z parkietu jak tylko skończył się utwór. Usiadłem obok mojej zony obejmując ją delikatnie, a ona uśmiechnęła się w moją stronę.
-Co tam ?
-Nic - wzruszyła ramionami
-Jak się bawisz ?
-Dobrze, dziękuje
-Cieszę się - pocałowałem ją w czoło
-Menadżer mi powiedział, że mamy czas do 4:30
-To bardzo dużo czasu
-Ja już wiem do której Wy potraficie się bawić - zaśmiała się
-Muszę wreszcie dojrzeć skarbie, trójka z przodu zobowiązuje
-Jasne jasne, dojrzewać będziesz po czterdziestce
-Czyli mogę jeszcze poszaleć ?
-Z umiarem możesz. Masz moja zgodę
-Nawet nie wiesz jak się cieszę - uśmiechnąłem się szeroko
Osoby, które znajdowały się blisko nas to przysłuchiwały się naszej rozmowie z rozbawieniem. Emma w końcu nie wytrzymała i wybuchnęła głośnym, wesołym śmiechem, a ja schowałem twarz w jej włosach.
-Już nie udawaj, że się tak wstydzisz
-Nie wstydzę się i nie udaje
-Z pewnością
-O której ma być tort ?
-Przed północą
-Dziękuje, że mi ze wszystkim pomogłaś
-Cała przyjemność po mojej stronie
Straciłem z oczu moją ukochaną jak tylko rozdzieliliśmy się na parkiecie. Co chwila zmieniałem partnerki do tańca, bo w końcu musiałem się jakoś zając moimi gośćmi. Z facetami piłem to z kobietami tańczyłem. Układ idealny !
-Aniu widziałaś Em ?
-Poszła się przewietrzyć
-Dawno ?
-Nie, przed chwilą
-Pójdę do niej
-W porządku
Przepchnąłem się przez tłum i już po chwili byłem na zewnątrz. Nie musiałem się zbytnio oglądać, od razu ją zauważyłem. Siedziała na ławce i wpatrywała się w gwiazdy. Wieczór, a może już noc na szczęście był ciepły, ale mimo wszystko bałem się, że zmarzła
-Jest ok ?
-Tak - spojrzała mnie - czemu pytasz ?
-Bo wyszłaś i nic nie mówiłaś
-Przepraszam, nie chciałam Ci przeszkadzać - uśmiechnęła się nieśmiało
-Nie jest Ci zimno ?
-Nie - pokręciła przecząco głową - zaraz wracam, chciałam się tylko trochę przewietrzyć
-Rozumiem
-Ania Ci nie mówiła ?
-Mówiła, dlatego tu jestem
-Okej
-Co ja bym bez Ciebie zrobił ?
-To samo - zaśmiała się - tylko z inną
-Mylisz się - pocałowałem ją w dłoń - cieszę się, że Cię mam
-Ja też się ciesze
-Że Cię mam ? - zażartowałam
-Nie, że ja Cię mam głuptasie
-Kocham Twój uśmiech
-A ja kocham całego Ciebie
-To dobrze - uśmiechnąłem się - nawet bardzo dobrze
-Okej, przewietrzyłam się i możemy wracać
-To idziemy
Pomogłem jej wstać, a potem wspólnie wróciliśmy do środka. Impreza trwała, aż do zamknięcia, a potem wszyscy wróciliśmy do swoich domów. Nie byłem jakoś zbytnio pijany, ale jak tylko położyłem się do swojego łóżka to zasnąłem. Tak to jest jak się wstaje bardzo wcześnie, żeby zawieźć dzieci do babci, a kładzie się bardzo późno. Może powiedzieć, że byłem na nogach przez całe 24 godziny. Rekord. Och co ta trzydziestka robi z ludźmi.

*****
Napisałam, wydawał się długi, dodaje na bloggera, robię normalne poprawki (usunięcie formatowania, pogrubienie), biorę podgląd i co ? Dupa !!! Krótki ... Jestem załamana. To już kolejny rozdział dzisiejszego dnia. Co się dzieje z moją weną ? Niech zostanie ze mną jak najdłużej. Ok, zaczynam pracować nad nowym rozdziałem i będę go pisała i pisała i pisała, aż w końcu będzie długi i pewnie nudny. Ostatnio wszystko co piszę jest nudne jak falki z olejem ... Dobra koniec. Liczę na komentarze ! To już prawie koniec bloga. 

DO KOŃCA OPOWIADANIA ZOSTAŁO 5 ROZDZIAŁÓW + EPILOG.  

Rozdział 69.

*Emma*
~Two Weeks Later~
Już dzisiaj wychodzimy razem z Leą do domu, ma nas odebrać oczywiście mój ukochany mąż. A Nico i Sophie czekają na nas w domu, ale nie jestem pewna z kim. Pielęgniarka przywiozła mi mojego malucha i postawiła łóżko noworodkowe przy moim szpitalnym łóżku. Usiadłam wpatrując się w mojego malucha i czekałam, aż mój mąż się pojawi. Drzwi się otworzyły, ale okazało się, że to lekarz.
-Dzień dobry - uśmiechnął się
-Dzień dobry - odwzajemniłam uśmiech
-Jak się pani czuje ?
-Bardzo dobrze, dziękuje
-Mam pani wypis, receptę i wszystkie wyniki badań pani i córki
-W porządku
-Musi pani dużo wypoczywać i na siebie uważać
-Wiem, dużo razy już to słyszałam
-I pewnie jeszcze nie raz pani usłyszy - zaśmiał się
-Wszystko wiem i wszystko pamiętam. I obiecuje, że zastosuje się do wszystkich zaleceń
-Musi się też pani stawiać na wizyty kontrolne
-Oczywiście, co ile ?
-Co najmniej co dwa tygodnie
-Dobrze, czy mam się wcześniej umawiać na wizytę ?
-Nie, proszę po prostu przyjść
-Okej, zapamiętam
-W takim razie to już wszystko
-Dziękuje - uśmiechnęłam się
-Proszę bardzo - podał mi kopertę z dokumentami - życzę zdrowia i radości
-To bardzo miło z pana strony, dziękuje
Lekarz wyszedł z mojej sali, a ja położyłam się na łożku. Drzwi po raz kolejny otworzyły się, ale tym razem to już z całą pewnością był mój mąż.
-Witaj kochanie - pocałował mnie
-Cześć - uśmiechnęłam się szeroko
-Proszę - podał mi torbę - pomóc Ci ?
-Nie, zajmij się Leą
-W porządku
-Zaraz wracam - poszłam do łazienki
Ubrałam się w ciuchy, które przyniósł mi blondyn, umalowałam się delikatnie i uczesałam. Po kilkunastu minutach wyszłam z pomieszczenia, a tam czekała na mnie cudowna niespodzianka. Wszystkie moje rzeczy były spakowane, Lea była ubrana i spała grzecznie w nosidełku.
-Gotowa ?
-Tak, wracajmy wreszcie do domu
-Nawet nie wiesz jak się ciesze, że do nas wracasz
-Ale daliście radę ? - uśmiechnęłam się
-Staraliśmy się, ale bez Ciebie to nie to samo
-Mam wziąć coś od Ciebie ?
-Nie, dam radę
-Ok
-Tylko zasłoń twarz Lei
-Czekają na dole ?
-Oczywiście, że tak - zaśmiał się
-Jak zwykle - przewróciłam oczami
Zakryłam nosidełko i moją malutką córeczkę pieluchą tetrową i razem we trójkę opuściliśmy szpital. Zdziwił mnie fakt, że aż tylu fotoreporterów stało pod budynkiem i wszyscy robili nam tak dużo zdjęć, że aż mnie oślepiło. Zamontowałam nosidełko z tyłu, usiadłam obok i ruszyliśmy do domu.
-Kto jest z dziećmi ?
-Zobaczysz
-Ale nie są same ? - zaśmiałam się
-Ha ha ha, bardzo zabawne - mruknął
-Żartowałam kochanie
-Masz szczęście - puścił mi oczko w lusterku
-Kocham Cię
-Ja też Cię kocham - uśmiechnął się
W końcu dojechaliśmy do domu, torbę ze szpitala Marco zostawił w przedpokoju, więc dalej szedł tylko niosąc tylko nosidełko. Na środku salonu wisiał napis "Witamy w domu !", już miałam rzucić się mężowi w ramiona, ale ten spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. To nie jego sprawka ?
-Niespodzianka - gości wyskoczyli z rożnych miejsc
-Mamo ! - Sophie podbiegła do mnie
-Cześć skarbie - uklęknęłam i przytuliłam ją mocno - byłaś grzeczna ?
-Tak, opiekowałam się też Nico - szepnęła mi do ucha
-To dobrze - pocałowałam ją w czoło
-A moją siostrzyczką też będę się opiekowała ?
-Oczywiście
Wszyscy zaczęli do mnie podchodzić i mi gratulować, ale szczerze mówiąc wcale nie sprawiało mi to jakieś wielkiej przyjemności. Byłam zmęczona i nie chciałam nawet udawać, że jest inaczej.
-Kochani przepraszam Was bardzo, ale ja idę się położyć
-Pewnie, odpoczywaj - uśmiechnęła się Ania
-Zaniosę Leę - mój mąż poderwał się z miejsca
-Dam radę - puściłam mu oczko
Wzięłam nosidełko z moją małą księżniczką i razem ruszyłyśmy na górę. Położyłam ją na środku łóżka, a sama zajęłam miejsce obok. Zaraz przyszła Sophie przyprowadzając ze sobą brata i w taki oto sposób leżeliśmy we czwórkę.
-Mamo ona jest mniejsza niż Nico jak był malutki
-Tak, to prawda
-Urośnie jeszcze ?
-Oczywiście, że tak. Nie masz się co przejmować
-To dobrze
I nagle na chwile dołączył do nas Marco. Położyliśmy się wszyscy wspólnie na łożku. Z lewej ja, potem Sophie, Lea, Nico i na końcu Marco. Ustawiliśmy aparat naprzeciwko łóżka i za chwile mieliśmy fotkę. Oczywiście blondyn wstawił je na wszystkie swoje portale społecznościowe z podpisem "Wreszcie w komplecie", a potem zszedł na dół pożegnać resztę gości. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, ale już na pewno po tym jak Nico i Sophie poszli się bawić u niej w pokoju.
Jak się obudziłam po jakimś czasie to leżałam w łóżku sama z moim mężem. Nieśmiało się do niego uśmiechnęłam, a on delikatnie mnie pocałował.
-Nie mieliśmy okazji porozmawiać o tym co się stało
-To był koszmar - westchnęłam
-Wiem - objął mnie
-Tak strasznie się bałam
-Nawet nie wiesz jak ja się bałem, że Was stracę
-Ale nas nie straciłeś - westchnęłam
-Chwała Bogu - pocałował mnie - wiesz, że nie dałbym sobie rady bez Ciebie
-Jeszcze przez długi czas będziesz się ze mną męczył
-Mam nadzieje - zaśmiał się
-Teraz mam bliznę
-Która jest śliczna
-Nie, jest okropna
-Jest śliczna i koniec - pocałował mnie z niezwykłą czułością
-Będziesz mnie z nią kochał ?
-Oczywiście ! Dodaje Ci uroku
-Nie prawda - mruknęłam
-Musisz się zgodzisz
-Oj tam, wcale nie muszę
-Jak będziesz w pełni sił to pokaże Ci, że musisz
-Już się nie mogę doczekać
-No raczej - zaśmialiśmy się oboje
-Lea się nie budziła ?
-Nie, ale pewnie niedługo będzie głodna
-Pewnie tak - spojrzałam na zegarek
-Jak się czujesz Em ?
-Dobrze - uśmiechnęłam się, ale widząc jego wzrok dodałam - na prawdę bardzo dobrze
-Z czasem będzie jeszcze lepiej
Dopóki nasza córka nie zaczęła płakać to leżeliśmy sobie wspólnie i rozmawialiśmy. Piłkarz poderwał się z miejsca, a za chwilkę przyniósł mi małą do łóżka, żebym mogła ją nakarmić. To też właśnie uczyniłam, sprawdziłam, że nie muszę jej przewijać i poczekałam, aż zaśnie. Dopiero wtedy Marco odniósł ją do łóżeczka. W końcu od początku musimy ją do tego przyzwyczajać.
-Jesteś głodna albo chcesz coś do picia ?
-Nie, dziękuje
-To na co masz ochotę ?
-Nie wiem, możemy leżeć i odpoczywać
-Może pójdę zobaczyć co dzieci robią
-Bawią się u Sophie w pokoju
-Jakoś wyjątkowo cicho są
-Bez przesady - zachichotałam
-Mówię Ci Em oni coś kombinują
-Możliwe, ale znasz ich, tak źle nie będzie
-Nico już coraz więcej gada
-Tak ? - uśmiechnęłam się szeroko
-Yhmm
-To cudownie !
-Wiem
-Czemu mi wcześniej nie powiedziałeś ?
-Nie było okazji, a po za tym to tak szybko się dzieje
-Zdecydowanie - poparłam go - czas szybko leci
-W Twoim towarzystwie jeszcze szybciej niż zwykle - pocałował mnie
-To dobrze czy źle ?
-Najlepiej
-Uwielbiam jak taki jesteś
-Taki czyli jaki ?
-Słodki, kochany
-Nie jesteś taki na co dzień ?
-Czasem nie, ale wtedy i tak Cię kocham
-Uff - zaśmiał się - już się bałem
-No i bardzo dobrze - uśmiechnęłam się szeroko
-Tak strasznie się za Tobą stęskniłem
-Widywaliśmy się
-To nie to samo. Zdecydowanie wole zasypiać i budzić się koło Ciebie
-Masz to jak w banku do końca życia
-To obietnica ?
-Oczywiście, że tak
-W takim razie trzymam Cię za słowo
Naszym kochanym dzieciom znudziła się zabawa tylko we dwójkę, więc wpakowali się nam do łóżka, a ich tatuś włączył jakąś bajkę. Oglądaliśmy ją we czwórkę dopóki chłopiec nie zasnął. Blondyn odniósł go do jego pokoju, a ja mocno przytuliłam Sophie.
-Mamo
-Słucham
-Czy teraz już nie będziesz w szpitalu tak długo
-Nie, teraz tylko będę musiała jeździć co jakiś czas na wizytę kontrolne
-Z Leą ?
-Trochę z Leą, a trochę sama
-Aha
-Tęskniłaś za mną ?
-Tak, bardzo
-To dobrze, bo ja też bardzo tęskniłam - pocałowałam ją w czoło
-Czy tata dał Ci wszystkie laurki, które Ci narysowałam ?
-Pewnie, że tak skarbie

*****
Wiem, że zawaliłam długością rozdziału i przepraszam, ale po prostu znalazłam chwile czasu, trochę weny przyszło i postanowiłam coś napisać. 
Mogę Was zapewnić, że ten blog będzie miał 75 rozdziałów + epilog. 

czwartek, 7 maja 2015

Rozdział 68.

~Next Day~
Obudziłam się jak Nico zaczął płakać, czyli około 6:30, przeciągnęłam się, założyłam sweter i poszłam do jego pokoju. Wzięłam go na ręce i od razu się uspokoił.
-Pójdziemy obudzić Sophie ? - pogilgotałam go po brzuszku, a on zaczął chichotać
Przeszliśmy do pokoju obok czyli do mojej najstarszej córki, postawiłam chłopczyka na podłodze, a on poczłapał do łóżka, w którym spała jego siostra.
-Sophie wstawaj - pogłaskałam ją po głowie
-Nie chce
-Kochanie musimy iść do przedszkola
-Wiem - przekręciła się
-Wstawaj misiu wstawaj

-Za chwilkę - jęknęła
-Pójdę zrobić śniadanie na dół - pocałowałam ją w głowę - zawołam Cię za chwile
-Dobrze
Zeszłam na dół, już przy schodach postawiłam syna na podłodze, a sama ruszyłam do kuchni. Kątem oka widziałam jak chłopczyk idzie za mną, ale dużo wolniej oczywiście. W dużej kuchni zaczęłam przygotowywać śniadanie dla siebie i dzieci. Ponieważ Nico cały czas plątał mi się pod nogami i był marudny to od razu go nakarmiłam. 
-Sophie ! Chodź na śniadanie księżniczko ! 
-Idę - usłyszałam cichy krzyk
Postawiłam na stole talerz z tostami, ostudzoną herbatę i czekałam, aż moja córka łaskawie zejdzie na dół. 
-Mamo 
-Słucham ?
-Nie chce iść dzisiaj do przedszkola
-Dlaczego ?
-Wolałabym zostać w domu - usiadła przy stole 
-Dobrze Sophie, ale powiedz mi dlaczego
-Bo tutaj jest fajniej
-Kochanie, ale co tu będziesz robiła ?
-Pobawię się z Nico 
-Nico idzie do żłobka
-Szkoda - westchnęła
-Zjadaj śniadanie i pójdziemy się ubrać, ok ?
-Ok
Sama też zjadłam jakieś szybkie śniadanie, zapakowałam po wszystkim zmywarkę i we trójkę poszliśmy na górę. Najpierw ubrałyśmy młodego, potem pomogłam się ubrać małej, a na końcu wzięłam ekspresowy prysznic i sama się ubrałam. Postawiłam na wygodę, dlatego ubrałam obcisłe spodnie dresowe i dużą bluzę. Włosy związałam w kucyk, wzięłam torebkę i zeszłam na dół do dzieci.
-Możemy już jechać ?
-Tak
-To ubieramy się
-Mogę ubrać Nico ?
-Możesz
Podczas, gdy moja córka ubierała swojego młodszego brata, a potem siebie to ja założyłam czarną puchową kurtkę i botki w tym samym kolorze. Wyszliśmy z domu, zamknęłam i wsiedliśmy do mojego auta. W pierwszej kolejności Sophie pojechała do przedszkola, a potem ruszyłam w stronę żłobka Nico. Chłopiec cały czas płakał, więc położyłam mu dłoń na czole i od razu wyczułam, że chyba ma gorączkę. Niewiele myśląc zatrzymałam się na poboczu i wybrałam numer do lekarze.
-Dzień dobry, z tej strony Emma Reus
-Dzień dobry pani Emmo
-Chciałam zapytać czy znajdzie pan dla mnie czas ? Nico jest chyba chory
-Niestety jestem na urlopie
-Aha, rozumiem 
-Niech pani jedzie do szpitala, teraz dyżur ma mój kolega. Zadzwonię, żeby od razu panią przyjął  
-Dziękuje bardzo
-Do widzenia
-Do widzenia - rozłączyłam się, a potem wybrałam numer Melanie
-Hej Em 
-Cześć, jest jeszcze u Ciebie Marco ?
-Tak, jeszcze śpi 
-To powiedz mu, żeby potem odebrał Sophie z przedszkola, bo ja jadę do szpitala
-Wszystko w porządku ?
-Tak
-Pokłóciliście się, prawda ?
-Tak, ale powiem Ci innym razem
-Okej
-Paa
-Do zobaczenia - zakończyła połączenie
Po kilkudziesięciu minutach siedziałam już z synem w gabinecie lekarza. Mężczyzna dokładnie zbadał chłopca i zaczął coś pisać na kartce.
-Czy to coś poważnego ?
-Nie, proszę się nie martwić - uśmiechnął się - przepisze dla małego leki i za kilka dni powinno mu przejść
-Chwała Bogu 
-Tylko proszę uważać, żeby się pani od niego nie zaraziła. To nie jest wskazane w pani stanie 
-Postaram się
-W takim razie to wszystko
-Ile płace ?
-Nic - zaśmiał się - jakby coś się działo to proszę dzwonić
-Zapamiętam - ubrałam syna i wyszliśmy z gabinetu
Od razu poszliśmy do apteki, która znajdowała się tuż przy szpitalu, wykupiłam wszystkie przepisane leki, a potem wsadziłam Nico do samochodu i odjechałam w stronę domu. Jak tylko weszłam do środka to rozebrałam chłopca i puściłam go, żeby sobie pobiegał i sama również zdjęłam ubranie wierzchnie. 
-Em - usłyszałam głos mojego męża, a potem go zobaczyłam
-Nie odebrałeś jeszcze małej, prawda ?
-Nie, jest za wcześnie
-To dobrze
-Wszystko w porządku ? Mela mówiła, że jedziesz do szpitala
-Byłam z Nico, przeziębił się
-Jasne
-Przepraszam - chciałam go minąć 
-Pewnie - puścił mnie
Minęłam go bez słowa, a on nawet nie zareagował. Nie chciałam wywoływać kolejnej kłótni, więc po prostu usiadłam na kanapie, wzięłam na kolana Nico i włączyłam mu bajkę. Leki, które podał mu jeszcze lekarz na szczęście zaczęły działać i chłopiec był już spokojny. 
-Pójdę pod prysznic
-Dobrze - nawet na niego nie spojrzałam 
-Ty się na mnie gniewasz ? 
-Słucham ?
-Nie uważasz, że masz mnie za co przepraszać ? 
-Może trochę przegięłam, ale to Ty mnie zostawiłeś 
-Trochę ? - prychnął - uważasz, że to ja zawsze jestem ten najgorszy, tak ?
-Dokładnie tak uważam - warknęłam 
-To gratulacje
-To Twoja wina i doskonale o tym wiesz ! Twoja wina, że mam problem z Kate, Twoja wina, że się zdenerwowałam, Twoja wina, że zostawiłeś mnie samą z dziećmi i nie raczyłeś się odezwać !
-Na prawdę ? A nie uważasz, że to Twoja wina ?
-Moja ?! 
-To Ty sprowokowałaś, Ty przesadziłaś. Ty wyszłaś za mną nie ubrana i zła na dwór, to przez Ciebie nie chciałem wracać do domu !
-Aż tak bardzo Ci przeszkadzam ?!
-Tego nie powiedziałem 
-Nie wcale - wstałam, wzięłam syna na ręce i poszłam na górę. Weszłam do garderoby, postawiłam syna na podłodze, a sama zaczęłam się pakować.
-Co Ty wyprawiasz ?
-Wyprowadzam Cię, skoro aż tak bardzo Ci przeszkadzam 
-Emma przestań 
-Zostaw mnie - dopakowałam małą walizkę i ruszyłam w stronę schodów
-Em uspokój się !
-A daj mi spokój - chciałam spokojnie zejść z walizką na dół
-Zostaw to - próbował mi wyrwać walizkę z rąk, aż nagle ta z hukiem spadła na dół 
-No i zobacz co zrobiłeś ! 
-To na pewno nie była moja wina
-Oczywiście, że Twoja 
-Dobrze Em przestańmy się kłócić - złapał mnie za ramiona 
-Powiedziałam Ci, żebyś mnie zostawił - próbowałam się wyrwać
-Za bardzo Cię kocham złośnico - pocałował mnie i chociaż na początku się opierałam wcale mu to nie przeszkadzało - i przepraszam 
-Jesteś głupi - szturchnęłam go
-I ?
-I przepraszam - pokazałam mu język
-Nie lubię się z Tobą kłócić - znowu mnie pocałował 
-A ja nie lubię jak mnie zostawiasz
-Wiem - mocno mnie objął 
-Ty sprzątasz tą walizkę
-Co tylko chcesz skarbie 
-Muszę dać małemu leki 
-A w szpitalu nie dostał ?
-Dostał
-To odpuść mu na razie
-Ok - westchnęłam - Marco
-Tak ?
-Wali od Ciebie alkoholem - zaśmiałam się
-Miałem iść pod prysznic - podrapał się po głowie
-To idź, zdecydowanie idź
-Niedługo do Ciebie wracam
-Już się nie mogę doczekać
Zgarnęłam syna, który plątał się gdzieś po piętrze i poszłam z nim do swojej sypialni. Położyliśmy się na dużym łóżku, przytuliłam do siebie chłopca, a po chwili maluch już spał. Delikatnie przeniosłam go do jego pokoju do łóżka, a potem wróciłam do siebie i sama zasnęłam.
~March 30, 2016~
*Marco* 
W nocy Em zaczęła rodzić, więc Ania przyjechała zająć się dziećmi, a ja zabrałem moją żonę do szpitala. Dokładnie od dwunastu godzin siedzę pod salą porodową i czekam, aż ktoś wyjdzie i powie mi co z moją ukochaną. Wypiłem już trzy kawy, ale dalej byłem zmęczony. Co chwila dostawałem wiadomości od osób, które wiedzą, że jestem w szpitalu z pytaniem czy Emma już urodziła. Nie, nie urodziła. Ile to jeszcze potrwa ?! Nagle z sali wyszedł lekarz, więc szybko do niego podszedłem.
-Czy moja żona już urodziła ?
-Jeszcze nie
-Ile to jeszcze potrwa ?
-Musimy wykonać cesarkę, nastąpiły pewne komplikacje 
-Jakie komplikacje ?
-Dziecko i matka mogą umrzeć podczas porodu naturalnego 
-Ale ...
-Jestem tu, ponieważ pana żona prosiła, żeby panu coś przekazać 
-Tak ? -zapytałem drżącym głosem 
-Prosiła, żeby pan się nie załamywał, gdyby nie przeżyła - powiedział spokojnie 
-Niech pan ją ratuje - warknąłem 
-Pielęgniarka będzie pana informować na bieżąco - wszedł z powrotem na blok operacyjny 
Załamany usiadłem na krzesełku i schowałem twarz w dłoniach. Cały czas powtarzałem cicho jedno zdanie "Niech oni przeżyją. Niech oni przeżyją. Niech oni przeżyją". Mijały minuty, godziny, a ja dalej nie wiedziałem co z moją córką i żoną. Kilka minut po godzinie 15 z bloku wyszła pielęgniarka i podeszła do mnie.
-Co z nimi ?
-Gratuluje, ma pan córkę. Waży 2650 gram i mierzy 52 centymetry, jest na prawdę malutka
-A moja żona ?
-Wszystko jest w porządku - uśmiechnęła się - odpoczywa
Byłem tak szczęśliwy, że się popłakałem. Nie straciłem ich. Nie straciłem moich kobiet ... 

wtorek, 5 maja 2015

...

Z wielką przyjemnością chciałam zaprosić Was na mojego nowego bloga ! Mam nadzieje, że zajrzycie, przeczytacie i zostaniecie ze mną na dłużej.