czwartek, 7 maja 2015

Rozdział 68.

~Next Day~
Obudziłam się jak Nico zaczął płakać, czyli około 6:30, przeciągnęłam się, założyłam sweter i poszłam do jego pokoju. Wzięłam go na ręce i od razu się uspokoił.
-Pójdziemy obudzić Sophie ? - pogilgotałam go po brzuszku, a on zaczął chichotać
Przeszliśmy do pokoju obok czyli do mojej najstarszej córki, postawiłam chłopczyka na podłodze, a on poczłapał do łóżka, w którym spała jego siostra.
-Sophie wstawaj - pogłaskałam ją po głowie
-Nie chce
-Kochanie musimy iść do przedszkola
-Wiem - przekręciła się
-Wstawaj misiu wstawaj

-Za chwilkę - jęknęła
-Pójdę zrobić śniadanie na dół - pocałowałam ją w głowę - zawołam Cię za chwile
-Dobrze
Zeszłam na dół, już przy schodach postawiłam syna na podłodze, a sama ruszyłam do kuchni. Kątem oka widziałam jak chłopczyk idzie za mną, ale dużo wolniej oczywiście. W dużej kuchni zaczęłam przygotowywać śniadanie dla siebie i dzieci. Ponieważ Nico cały czas plątał mi się pod nogami i był marudny to od razu go nakarmiłam. 
-Sophie ! Chodź na śniadanie księżniczko ! 
-Idę - usłyszałam cichy krzyk
Postawiłam na stole talerz z tostami, ostudzoną herbatę i czekałam, aż moja córka łaskawie zejdzie na dół. 
-Mamo 
-Słucham ?
-Nie chce iść dzisiaj do przedszkola
-Dlaczego ?
-Wolałabym zostać w domu - usiadła przy stole 
-Dobrze Sophie, ale powiedz mi dlaczego
-Bo tutaj jest fajniej
-Kochanie, ale co tu będziesz robiła ?
-Pobawię się z Nico 
-Nico idzie do żłobka
-Szkoda - westchnęła
-Zjadaj śniadanie i pójdziemy się ubrać, ok ?
-Ok
Sama też zjadłam jakieś szybkie śniadanie, zapakowałam po wszystkim zmywarkę i we trójkę poszliśmy na górę. Najpierw ubrałyśmy młodego, potem pomogłam się ubrać małej, a na końcu wzięłam ekspresowy prysznic i sama się ubrałam. Postawiłam na wygodę, dlatego ubrałam obcisłe spodnie dresowe i dużą bluzę. Włosy związałam w kucyk, wzięłam torebkę i zeszłam na dół do dzieci.
-Możemy już jechać ?
-Tak
-To ubieramy się
-Mogę ubrać Nico ?
-Możesz
Podczas, gdy moja córka ubierała swojego młodszego brata, a potem siebie to ja założyłam czarną puchową kurtkę i botki w tym samym kolorze. Wyszliśmy z domu, zamknęłam i wsiedliśmy do mojego auta. W pierwszej kolejności Sophie pojechała do przedszkola, a potem ruszyłam w stronę żłobka Nico. Chłopiec cały czas płakał, więc położyłam mu dłoń na czole i od razu wyczułam, że chyba ma gorączkę. Niewiele myśląc zatrzymałam się na poboczu i wybrałam numer do lekarze.
-Dzień dobry, z tej strony Emma Reus
-Dzień dobry pani Emmo
-Chciałam zapytać czy znajdzie pan dla mnie czas ? Nico jest chyba chory
-Niestety jestem na urlopie
-Aha, rozumiem 
-Niech pani jedzie do szpitala, teraz dyżur ma mój kolega. Zadzwonię, żeby od razu panią przyjął  
-Dziękuje bardzo
-Do widzenia
-Do widzenia - rozłączyłam się, a potem wybrałam numer Melanie
-Hej Em 
-Cześć, jest jeszcze u Ciebie Marco ?
-Tak, jeszcze śpi 
-To powiedz mu, żeby potem odebrał Sophie z przedszkola, bo ja jadę do szpitala
-Wszystko w porządku ?
-Tak
-Pokłóciliście się, prawda ?
-Tak, ale powiem Ci innym razem
-Okej
-Paa
-Do zobaczenia - zakończyła połączenie
Po kilkudziesięciu minutach siedziałam już z synem w gabinecie lekarza. Mężczyzna dokładnie zbadał chłopca i zaczął coś pisać na kartce.
-Czy to coś poważnego ?
-Nie, proszę się nie martwić - uśmiechnął się - przepisze dla małego leki i za kilka dni powinno mu przejść
-Chwała Bogu 
-Tylko proszę uważać, żeby się pani od niego nie zaraziła. To nie jest wskazane w pani stanie 
-Postaram się
-W takim razie to wszystko
-Ile płace ?
-Nic - zaśmiał się - jakby coś się działo to proszę dzwonić
-Zapamiętam - ubrałam syna i wyszliśmy z gabinetu
Od razu poszliśmy do apteki, która znajdowała się tuż przy szpitalu, wykupiłam wszystkie przepisane leki, a potem wsadziłam Nico do samochodu i odjechałam w stronę domu. Jak tylko weszłam do środka to rozebrałam chłopca i puściłam go, żeby sobie pobiegał i sama również zdjęłam ubranie wierzchnie. 
-Em - usłyszałam głos mojego męża, a potem go zobaczyłam
-Nie odebrałeś jeszcze małej, prawda ?
-Nie, jest za wcześnie
-To dobrze
-Wszystko w porządku ? Mela mówiła, że jedziesz do szpitala
-Byłam z Nico, przeziębił się
-Jasne
-Przepraszam - chciałam go minąć 
-Pewnie - puścił mnie
Minęłam go bez słowa, a on nawet nie zareagował. Nie chciałam wywoływać kolejnej kłótni, więc po prostu usiadłam na kanapie, wzięłam na kolana Nico i włączyłam mu bajkę. Leki, które podał mu jeszcze lekarz na szczęście zaczęły działać i chłopiec był już spokojny. 
-Pójdę pod prysznic
-Dobrze - nawet na niego nie spojrzałam 
-Ty się na mnie gniewasz ? 
-Słucham ?
-Nie uważasz, że masz mnie za co przepraszać ? 
-Może trochę przegięłam, ale to Ty mnie zostawiłeś 
-Trochę ? - prychnął - uważasz, że to ja zawsze jestem ten najgorszy, tak ?
-Dokładnie tak uważam - warknęłam 
-To gratulacje
-To Twoja wina i doskonale o tym wiesz ! Twoja wina, że mam problem z Kate, Twoja wina, że się zdenerwowałam, Twoja wina, że zostawiłeś mnie samą z dziećmi i nie raczyłeś się odezwać !
-Na prawdę ? A nie uważasz, że to Twoja wina ?
-Moja ?! 
-To Ty sprowokowałaś, Ty przesadziłaś. Ty wyszłaś za mną nie ubrana i zła na dwór, to przez Ciebie nie chciałem wracać do domu !
-Aż tak bardzo Ci przeszkadzam ?!
-Tego nie powiedziałem 
-Nie wcale - wstałam, wzięłam syna na ręce i poszłam na górę. Weszłam do garderoby, postawiłam syna na podłodze, a sama zaczęłam się pakować.
-Co Ty wyprawiasz ?
-Wyprowadzam Cię, skoro aż tak bardzo Ci przeszkadzam 
-Emma przestań 
-Zostaw mnie - dopakowałam małą walizkę i ruszyłam w stronę schodów
-Em uspokój się !
-A daj mi spokój - chciałam spokojnie zejść z walizką na dół
-Zostaw to - próbował mi wyrwać walizkę z rąk, aż nagle ta z hukiem spadła na dół 
-No i zobacz co zrobiłeś ! 
-To na pewno nie była moja wina
-Oczywiście, że Twoja 
-Dobrze Em przestańmy się kłócić - złapał mnie za ramiona 
-Powiedziałam Ci, żebyś mnie zostawił - próbowałam się wyrwać
-Za bardzo Cię kocham złośnico - pocałował mnie i chociaż na początku się opierałam wcale mu to nie przeszkadzało - i przepraszam 
-Jesteś głupi - szturchnęłam go
-I ?
-I przepraszam - pokazałam mu język
-Nie lubię się z Tobą kłócić - znowu mnie pocałował 
-A ja nie lubię jak mnie zostawiasz
-Wiem - mocno mnie objął 
-Ty sprzątasz tą walizkę
-Co tylko chcesz skarbie 
-Muszę dać małemu leki 
-A w szpitalu nie dostał ?
-Dostał
-To odpuść mu na razie
-Ok - westchnęłam - Marco
-Tak ?
-Wali od Ciebie alkoholem - zaśmiałam się
-Miałem iść pod prysznic - podrapał się po głowie
-To idź, zdecydowanie idź
-Niedługo do Ciebie wracam
-Już się nie mogę doczekać
Zgarnęłam syna, który plątał się gdzieś po piętrze i poszłam z nim do swojej sypialni. Położyliśmy się na dużym łóżku, przytuliłam do siebie chłopca, a po chwili maluch już spał. Delikatnie przeniosłam go do jego pokoju do łóżka, a potem wróciłam do siebie i sama zasnęłam.
~March 30, 2016~
*Marco* 
W nocy Em zaczęła rodzić, więc Ania przyjechała zająć się dziećmi, a ja zabrałem moją żonę do szpitala. Dokładnie od dwunastu godzin siedzę pod salą porodową i czekam, aż ktoś wyjdzie i powie mi co z moją ukochaną. Wypiłem już trzy kawy, ale dalej byłem zmęczony. Co chwila dostawałem wiadomości od osób, które wiedzą, że jestem w szpitalu z pytaniem czy Emma już urodziła. Nie, nie urodziła. Ile to jeszcze potrwa ?! Nagle z sali wyszedł lekarz, więc szybko do niego podszedłem.
-Czy moja żona już urodziła ?
-Jeszcze nie
-Ile to jeszcze potrwa ?
-Musimy wykonać cesarkę, nastąpiły pewne komplikacje 
-Jakie komplikacje ?
-Dziecko i matka mogą umrzeć podczas porodu naturalnego 
-Ale ...
-Jestem tu, ponieważ pana żona prosiła, żeby panu coś przekazać 
-Tak ? -zapytałem drżącym głosem 
-Prosiła, żeby pan się nie załamywał, gdyby nie przeżyła - powiedział spokojnie 
-Niech pan ją ratuje - warknąłem 
-Pielęgniarka będzie pana informować na bieżąco - wszedł z powrotem na blok operacyjny 
Załamany usiadłem na krzesełku i schowałem twarz w dłoniach. Cały czas powtarzałem cicho jedno zdanie "Niech oni przeżyją. Niech oni przeżyją. Niech oni przeżyją". Mijały minuty, godziny, a ja dalej nie wiedziałem co z moją córką i żoną. Kilka minut po godzinie 15 z bloku wyszła pielęgniarka i podeszła do mnie.
-Co z nimi ?
-Gratuluje, ma pan córkę. Waży 2650 gram i mierzy 52 centymetry, jest na prawdę malutka
-A moja żona ?
-Wszystko jest w porządku - uśmiechnęła się - odpoczywa
Byłem tak szczęśliwy, że się popłakałem. Nie straciłem ich. Nie straciłem moich kobiet ... 

2 komentarze:

  1. nie lubię, gdy się kłócą, ale za to kiedy się godzą są przeeeeee słoooodcyyyy! po prostu świetna para i koniec kropka. potrzymałaś nas trochę w napięciu z tym porodem... rodzinka państwa Reus się powiększyła! kolejny owoc ich miłości, weny życzę i zapraszam do siebie skoro już zajrzałaś, całusy xoxo http://walcz99.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie . Tyle czekać to było męczące

    OdpowiedzUsuń