~Next Day~
Obudziłam się jak Nico zaczął płakać, czyli około 6:30, przeciągnęłam się, założyłam sweter i poszłam do jego pokoju. Wzięłam go na ręce i od razu się uspokoił.
-Pójdziemy obudzić Sophie ? - pogilgotałam go po brzuszku, a on zaczął chichotać
Przeszliśmy do pokoju obok czyli do mojej najstarszej córki, postawiłam chłopczyka na podłodze, a on poczłapał do łóżka, w którym spała jego siostra.
-Sophie wstawaj - pogłaskałam ją po głowie
-Nie chce
-Kochanie musimy iść do przedszkola
-Wiem - przekręciła się
-Wstawaj misiu wstawaj
-Za chwilkę - jęknęła
-Pójdę zrobić śniadanie na dół - pocałowałam ją w głowę - zawołam Cię za chwile
-Dobrze
Zeszłam na dół, już przy schodach postawiłam syna na podłodze, a sama ruszyłam do kuchni. Kątem oka widziałam jak chłopczyk idzie za mną, ale dużo wolniej oczywiście. W dużej kuchni zaczęłam przygotowywać śniadanie dla siebie i dzieci. Ponieważ Nico cały czas plątał mi się pod nogami i był marudny to od razu go nakarmiłam.
-Sophie ! Chodź na śniadanie księżniczko !
-Idę - usłyszałam cichy krzyk
Postawiłam na stole talerz z tostami, ostudzoną herbatę i czekałam, aż moja córka łaskawie zejdzie na dół.
-Mamo
-Słucham ?
-Nie chce iść dzisiaj do przedszkola
-Dlaczego ?
-Wolałabym zostać w domu - usiadła przy stole
-Dobrze Sophie, ale powiedz mi dlaczego
-Bo tutaj jest fajniej
-Kochanie, ale co tu będziesz robiła ?
-Pobawię się z Nico
-Nico idzie do żłobka
-Szkoda - westchnęła
-Zjadaj śniadanie i pójdziemy się ubrać, ok ?
-Ok
Sama też zjadłam jakieś szybkie śniadanie, zapakowałam po wszystkim zmywarkę i we trójkę poszliśmy na górę. Najpierw ubrałyśmy młodego, potem pomogłam się ubrać małej, a na końcu wzięłam ekspresowy prysznic i sama się ubrałam. Postawiłam na wygodę, dlatego ubrałam obcisłe spodnie dresowe i dużą bluzę. Włosy związałam w kucyk, wzięłam torebkę i zeszłam na dół do dzieci.
-Możemy już jechać ?
-Tak
-To ubieramy się
-Mogę ubrać Nico ?
-Możesz
Podczas, gdy moja córka ubierała swojego młodszego brata, a potem siebie to ja założyłam czarną puchową kurtkę i botki w tym samym kolorze. Wyszliśmy z domu, zamknęłam i wsiedliśmy do mojego auta. W pierwszej kolejności Sophie pojechała do przedszkola, a potem ruszyłam w stronę żłobka Nico. Chłopiec cały czas płakał, więc położyłam mu dłoń na czole i od razu wyczułam, że chyba ma gorączkę. Niewiele myśląc zatrzymałam się na poboczu i wybrałam numer do lekarze.
-Dzień dobry, z tej strony Emma Reus
-Dzień dobry pani Emmo
-Chciałam zapytać czy znajdzie pan dla mnie czas ? Nico jest chyba chory
-Niestety jestem na urlopie
-Aha, rozumiem
-Niech pani jedzie do szpitala, teraz dyżur ma mój kolega. Zadzwonię, żeby od razu panią przyjął
-Dziękuje bardzo
-Do widzenia
-Do widzenia - rozłączyłam się, a potem wybrałam numer Melanie
-Hej Em
-Cześć, jest jeszcze u Ciebie Marco ?
-Tak, jeszcze śpi
-To powiedz mu, żeby potem odebrał Sophie z przedszkola, bo ja jadę do szpitala
-Wszystko w porządku ?
-Tak
-Pokłóciliście się, prawda ?
-Tak, ale powiem Ci innym razem
-Okej
-Paa
-Do zobaczenia - zakończyła połączenie
Po kilkudziesięciu minutach siedziałam już z synem w gabinecie lekarza. Mężczyzna dokładnie zbadał chłopca i zaczął coś pisać na kartce.
-Czy to coś poważnego ?
-Nie, proszę się nie martwić - uśmiechnął się - przepisze dla małego leki i za kilka dni powinno mu przejść
-Chwała Bogu
-Tylko proszę uważać, żeby się pani od niego nie zaraziła. To nie jest wskazane w pani stanie
-Postaram się
-W takim razie to wszystko
-Ile płace ?
-Nic - zaśmiał się - jakby coś się działo to proszę dzwonić
-Zapamiętam - ubrałam syna i wyszliśmy z gabinetu
Od razu poszliśmy do apteki, która znajdowała się tuż przy szpitalu, wykupiłam wszystkie przepisane leki, a potem wsadziłam Nico do samochodu i odjechałam w stronę domu. Jak tylko weszłam do środka to rozebrałam chłopca i puściłam go, żeby sobie pobiegał i sama również zdjęłam ubranie wierzchnie.
-Em - usłyszałam głos mojego męża, a potem go zobaczyłam
-Nie odebrałeś jeszcze małej, prawda ?
-Nie, jest za wcześnie
-To dobrze
-Wszystko w porządku ? Mela mówiła, że jedziesz do szpitala
-Byłam z Nico, przeziębił się
-Jasne
-Przepraszam - chciałam go minąć
-Pewnie - puścił mnie
Minęłam go bez słowa, a on nawet nie zareagował. Nie chciałam wywoływać kolejnej kłótni, więc po prostu usiadłam na kanapie, wzięłam na kolana Nico i włączyłam mu bajkę. Leki, które podał mu jeszcze lekarz na szczęście zaczęły działać i chłopiec był już spokojny.
-Pójdę pod prysznic
-Dobrze - nawet na niego nie spojrzałam
-Ty się na mnie gniewasz ?
-Słucham ?
-Nie uważasz, że masz mnie za co przepraszać ?
-Może trochę przegięłam, ale to Ty mnie zostawiłeś
-Trochę ? - prychnął - uważasz, że to ja zawsze jestem ten najgorszy, tak ?
-Dokładnie tak uważam - warknęłam
-To gratulacje
-To Twoja wina i doskonale o tym wiesz ! Twoja wina, że mam problem z Kate, Twoja wina, że się zdenerwowałam, Twoja wina, że zostawiłeś mnie samą z dziećmi i nie raczyłeś się odezwać !
-Na prawdę ? A nie uważasz, że to Twoja wina ?
-Moja ?!
-To Ty sprowokowałaś, Ty przesadziłaś. Ty wyszłaś za mną nie ubrana i zła na dwór, to przez Ciebie nie chciałem wracać do domu !
-Aż tak bardzo Ci przeszkadzam ?!
-Tego nie powiedziałem
-Nie wcale - wstałam, wzięłam syna na ręce i poszłam na górę. Weszłam do garderoby, postawiłam syna na podłodze, a sama zaczęłam się pakować.
-Co Ty wyprawiasz ?
-Wyprowadzam Cię, skoro aż tak bardzo Ci przeszkadzam
-Emma przestań
-Zostaw mnie - dopakowałam małą walizkę i ruszyłam w stronę schodów
-Em uspokój się !
-A daj mi spokój - chciałam spokojnie zejść z walizką na dół
-Zostaw to - próbował mi wyrwać walizkę z rąk, aż nagle ta z hukiem spadła na dół
-No i zobacz co zrobiłeś !
-To na pewno nie była moja wina
-Oczywiście, że Twoja
-Dobrze Em przestańmy się kłócić - złapał mnie za ramiona
-Powiedziałam Ci, żebyś mnie zostawił - próbowałam się wyrwać
-Za bardzo Cię kocham złośnico - pocałował mnie i chociaż na początku się opierałam wcale mu to nie przeszkadzało - i przepraszam
-Jesteś głupi - szturchnęłam go
-I ?
-I przepraszam - pokazałam mu język
-Nie lubię się z Tobą kłócić - znowu mnie pocałował
-A ja nie lubię jak mnie zostawiasz
-Wiem - mocno mnie objął
-Ty sprzątasz tą walizkę
-Co tylko chcesz skarbie
-Muszę dać małemu leki
-A w szpitalu nie dostał ?
-Dostał
-To odpuść mu na razie
-Ok - westchnęłam - Marco
-Tak ?
-Wali od Ciebie alkoholem - zaśmiałam się
-Miałem iść pod prysznic - podrapał się po głowie
-To idź, zdecydowanie idź
-Niedługo do Ciebie wracam
-Już się nie mogę doczekać
Zgarnęłam syna, który plątał się gdzieś po piętrze i poszłam z nim do swojej sypialni. Położyliśmy się na dużym łóżku, przytuliłam do siebie chłopca, a po chwili maluch już spał. Delikatnie przeniosłam go do jego pokoju do łóżka, a potem wróciłam do siebie i sama zasnęłam.
~March 30, 2016~
*Marco*
W nocy Em zaczęła rodzić, więc Ania przyjechała zająć się dziećmi, a ja zabrałem moją żonę do szpitala. Dokładnie od dwunastu godzin siedzę pod salą porodową i czekam, aż ktoś wyjdzie i powie mi co z moją ukochaną. Wypiłem już trzy kawy, ale dalej byłem zmęczony. Co chwila dostawałem wiadomości od osób, które wiedzą, że jestem w szpitalu z pytaniem czy Emma już urodziła. Nie, nie urodziła. Ile to jeszcze potrwa ?! Nagle z sali wyszedł lekarz, więc szybko do niego podszedłem.
-Czy moja żona już urodziła ?
-Jeszcze nie
-Ile to jeszcze potrwa ?
-Musimy wykonać cesarkę, nastąpiły pewne komplikacje
-Jakie komplikacje ?
-Dziecko i matka mogą umrzeć podczas porodu naturalnego
-Ale ...
-Jestem tu, ponieważ pana żona prosiła, żeby panu coś przekazać
-Tak ? -zapytałem drżącym głosem
-Prosiła, żeby pan się nie załamywał, gdyby nie przeżyła - powiedział spokojnie
-Niech pan ją ratuje - warknąłem
-Pielęgniarka będzie pana informować na bieżąco - wszedł z powrotem na blok operacyjny
Załamany usiadłem na krzesełku i schowałem twarz w dłoniach. Cały czas powtarzałem cicho jedno zdanie "Niech oni przeżyją. Niech oni przeżyją. Niech oni przeżyją". Mijały minuty, godziny, a ja dalej nie wiedziałem co z moją córką i żoną. Kilka minut po godzinie 15 z bloku wyszła pielęgniarka i podeszła do mnie.
-Co z nimi ?
-Gratuluje, ma pan córkę. Waży 2650 gram i mierzy 52 centymetry, jest na prawdę malutka
-A moja żona ?
-Wszystko jest w porządku - uśmiechnęła się - odpoczywa
Byłem tak szczęśliwy, że się popłakałem. Nie straciłem ich. Nie straciłem moich kobiet ...
nie lubię, gdy się kłócą, ale za to kiedy się godzą są przeeeeee słoooodcyyyy! po prostu świetna para i koniec kropka. potrzymałaś nas trochę w napięciu z tym porodem... rodzinka państwa Reus się powiększyła! kolejny owoc ich miłości, weny życzę i zapraszam do siebie skoro już zajrzałaś, całusy xoxo http://walcz99.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuńNareszcie . Tyle czekać to było męczące
OdpowiedzUsuń