piątek, 30 maja 2014

Rozdział 36.

Mijały kolejne godziny, stan mojego narzeczonego nie poprawiał się. Patrzyłam na niego przez szybę, był podłączony do respiratora, wokół niego było mnóstwo kabelków, urządzeń.
-Em musisz wrócić do domu
-Nie
-Em kochanie jesteś zmęczona, ledwo stoisz na nogach
-Nie zostawię go tutaj
-Wrócimy tutaj z samego rana
-A co jeżeli coś mu się stanie ?
-Zadzwonią do Ciebie
-Nie Ania ja się stąd nie ruszam
-To zostanę z Tobą
-Nie, jedź do domu
-Ale Emma ...
-Nie ! - przerwałam jej - chce zostać tu sama
-Jakby co to dzwoń - odpuściła i wyszła. Stanęłam tuż przy szybie i oparłam o nią czoło. Po moich policzkach spływały łzy, zapewne z moim makijażem. Bałam się, nie wiedziałam co mam myśleć, nie chciałam przyjąć do wiadomości, żadnych czarnych scenariuszy. Byłam przestraszona, zmęczona, bezradna. Czas, czas czas. Jak pytam o cokolwiek lekarzy to mówią mi, że mam czekać. A ja nie robię nic innego, tylko czekam. Wydaję mi się, że to jest cała wieczność, a ja spoglądam na zegarek to okazuje się, że minęło dopiero kilkanaście minut. Wszystko strasznie się dłużyło, nie wiedziałam już co mam robić. Co chwila zmieniałam pozycje, siedziałam, stałam, chodziłam. Ale to nic nie dawało.
-Pani Emmo
-Tak ? - spojrzałam na lekarza
-Niech pani idzie do domu, odpocznie
-Nie, nie. Zostanę
-To niech się pani prześpi w pokoju lekarskim
-Dziękuje - postałam mu smutny uśmiech
-Trafi pani sama ?
-Tak
-Jakby co to ja tu będę
-Bardzo dziękuje - mimo tego, że nie chciałam zostawiać Marco, to przeszłam kilka pomieszczeń dalej i położyłam się w pokoju lekarskim. Byłam bardzo zmęczona, to wszystko mnie przytłaczało i nie mogłam zasnąć. Nie wiem jak to się stało, że zasnęłam, ale nie na długo. Obudziłam się po godzinę, może dwóch i od razu poszłam do Marco. Nic się nie zmieniło. Kiedy to się skończy ? Czemu to spotyka właśnie nas ?
-Co z nim ? - zaczepiłam lekarza
-Nie chce robić pani nadziei - westchnął - jego stan się poprawia, ale nadal jest źle
-Długo będzie tutaj
-Myślę, że jeszcze kilka dni
-A potem ?
-Przeniesiemy go do innej sali
-Kiedy on się wybudzi ?
-Bardzo mi przykro, ale nie wiem
-Nawet w przybliżeniu ?
-To kwestia czasu
-Jakiego ?
-Na prawdę jest rożnie. Czasami to trwa tygodniami, miesiącami, ale równie dobrze latami
-Latami ? - spojrzałam na niego ze łzami w oczach
-Przykro mi, teraz musimy czekać, ale jeżeli jego stan się poprawi to może sami spróbujemy go wybudzić
-Jaka jest na to szansa ?
-Pani Emmo ja nie mogę pani teraz wszystkiego powiedzieć
-Wiem, przepraszam
-Jak tylko jego stan się poprawi to pani powiem
-Dobrze, dziękuje - nalałam sobie wody i usiadłam na krzesełku. Trochę przysnęłam, ale zaraz zrobiło się rano, zeszło się mnóstwo ludzi, pielęgniarki, lekarze, pacjenci.
-Emma - usłyszałam znajomy głos
-Mela - podbiegłam do siostry mojego narzeczonego i wtuliłam się w nią
-Już cichutko
-Gdzie on jest ? - spytała jego mama
-Tam - wskazałam na pomieszczenie za szybą
-Nie płacz, nie możesz się denerwować
-Mela, ale ja się tak bardzo boje
-Chodź usiądziemy - posadziła mnie na krześle
-Pani Emmo, moge panią prosić ?
-Tak, oczywiście - podeszłam do lekarza prowadzącego
-Powoli jego stan się polepsza
-Mówił pan to wcześniej - westchnęłam
-Teraz jest jeszcze lepiej
-Mogę do niego wejść ?
-Nie mogę wpuścić pani na OIOM
-Proszę tylko na kilka minut
-Obiecuje jak tylko go przeniesiemy to panią wpuszczę
-Dobrze, poczekam
-Proszę nie zapominać o sobie, jest pani w ciąży
-Tak ja wiem
-Przepraszam, muszę iść na obchód
-Rozumiem - wróciłam do swojej przyszłej rodziny
-Em wracaj do domu, jesteś tu od wczoraj. My tu zostaniemy
-Nie, ja muszę zostać, wiedzieć, że jest bezpieczny
-Co powiedział Ci lekarz ?
-Że jego stan cały czas się poprawia
-Widzisz możesz jechać, wrócisz potem
-Nie nie - delikatnie się uśmiechnęłam - zostanę
-To chociaż coś zjedz
-Nie mam ochoty
-Zabieram Cię do restauracji, jest tutaj obok szpitala
-Mela nie
-Bez dyskusji - niechętnie, ale opuściłam szpital w towarzystwie starszej ode mnie kobiety
-Na co masz ochotę ? - spytałam patrząc w menu
-Jadłam w domu, Ty sobie coś wybierz
-Ok - mruknęłam
-Dzień dobry, co podać ?
-Sałatkę z kurczakiem poproszę i sok pomarańczowy
-Coś jeszcze ?
-I jeszcze drugą taką na wynos - uśmiechnęłam się sztucznie
-Oczywiście
-Wszystko się ułoży, zobaczysz
-Mela co się ułoży ? Cholera zaraz rodzę, mieliśmy brać ślub, a nie wiadomo czy on przeżyje. Wiesz jak się o niego boje ? Kocham go jak nikogo, nie chce go stracić
-Nie stracisz
-A co jeżeli on się obudzi dopiero za parę lat ?
-Co ja powiem Sophie, Nico ?
-Nic im nie powiesz, Marco się szybko wybudzi, jest silny, zdrowy organizm. Nie możesz zakładać najgorszego
-Ja się tak strasznie boje - łzy spłynęły po moich policzkach - straciłam głupie 3 lata, mogłabym być teraz jego żoną, a tak to co ? Przez własną głupotę dwa razy go straciłam, kolejny nie zamierzam
-Wiem malutka, wiem
-Proszę pani danie - kelner postawił przede mną miskę, szybko zjadłam, zapłaciłam, a dziewczyna wzięła pudełko na wynos. Jak wyszłyśmy to otoczyli nas komentarze
-Co z Marco ?
-Żyje ?
-Jakie ma obrażenia ?
-Kiedy wróci ?
-Ile to potrwa ?
-Bez komentarza - próbowałam ich minąć
-Wyda pani oficjalne oświadczenie w tej sprawie ?
-Nie wiem jeszcze - szybko uciekłyśmy do środka. Na korytarzu stało bardzo dużo naszych znajomych.
-Zmieniło się coś ? - zapytała Melanie
-Nie wiemy
-Pójdę do lekarza - oznajmiłam
-Em to bez sensu, jakby coś się zmieniło to by nam powiedzieli
-Nie potrafie tak stać bezczynnie
-Trzeba się uzbroić w cierpliwość
-Mam dość - usiadłam na krzesełku - niech to się wreszcie skończy !
-Spokojnie, będzie dobrze
-Tego nie wiecie
-Trzeba być dobrej myśli
-Jestem tej myśli - uśmiechnęłam się smutno
-Kto z państwa jest najbliższą rodziną pana Reusa ? - podszedł do nas mężczyzna w średnim wieku
-Ja - powiedziałam niepewnie
-Jestem ordynatorem
-Bardzo mi miło
-Mogę panią prosić na chwilkę ?
-Tak, już idę - przeszliśmy kawałek dalej
-Konsultowałem pani męża
-Narzeczonego - niechętnie go poprawiłam
-Przepraszam - zaśmiał się - jego obrażenia nie są na tyle poważne, żeby długo tutaj przebywał. Jutro przeniesiemy go innej sali, w której będzie sam. Jak tylko jego organizm będzie gotowy to odłączymy go od respiratora, myślę, że to nastąpi już niedługo. No i pozostaje tylko kwestia wyburzenia
-Ja wiem, że nie może mi pan niczego zagwarantować, ale według pana, kiedy będzie można go wybudzić ?
-Jest sportowcem, ma bardzo silny organizm, który walczy, więc jak tylko jego stan się wystabilizuje to sam osobiście podejmę próbę wybudzenia go
-Dziękuje bardzo - wreszcie dostałam dobre wiadomości
-Nic nie obiecuje, ale takie jest moje zdanie
-To jest już coś
-Gdyby chciała pani wiedzieć coś jeszcze to zapraszam do siebie
-Dziękuje jeszcze raz - uścisnęłam jego dłoń. Uśmiechnięta i zadowolona wróciłam z powrotem do rodziny i przyjaciół.
-Em jedziesz teraz z Anią i Robertem do domu, my zostajemy i jakby co to zadzwonimy
-Ok, ale tylko na chwile
-Nie wracaj dopóki nie odpoczniesz
-Dzwońcie jak tylko się czegoś dowiecie - wyszłyśmy ze szpitala
-Siadaj z przodu - uśmiechnęła się Healthy
-Na pewno ?
-Tak tak - Lewy otworzył mi drzwi. Wsiedliśmy do auta, zapięłam pasy i oparłam głowe o szybę. Długo walczyłam, ale w końcu ze zmęczenia zasnęłam.

*****

Heej ! Mam dla Was dobrą (dla mnie dobrą !) wiadomość :D Mam kolejnego bloga, znowu o Marco :D jednak teraz nie założyłam go sama, tylko przejęłam go od pewnej dziewczyny, która chciała go usunąć. Wiem, że pewnie macie mnie już dość, bo w kółko zakładam nowe blogi ... Tak, że ten, mam nadzieje, że może chociaż zajrzycie ;) 

4 komentarze:

  1. Super jak zwykle z resztą mam nadzieję, że z Lamą będzie wszystko w porządku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne, czekam na kolejny, Mam nadzieję że Marco się wybudzi jak nie to cie zabiję <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Chryste! Biedny Marco:(
    Niech się już wybudza, bo umrę ze strachu!
    Tymczasem zapraszam do seibei na nowego bloga, jest już 2:http://kochac-nie-znaczy-miec.blogspot.com/

    Buziaki!!!:*

    OdpowiedzUsuń