piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 43.

~Some Time Later~
Dzisiaj jest czwartek 12 czerwca 2014r. Rozpoczęcie Mistrzostw Świata. Mecz Brazylia - Chorwacja rozpoczyna się o godzinie 22:00. Marco oczywiście nadal trochę przeżywa, że nie jest teraz w Brazylii, ale powoli mu przechodzi.
-Kochanie
-Hmm ?
-Zabieram Sophie na plac zabaw, poradzisz sobie ?
-Jasne
-Jakby co to dzwoń
-Jeszcze nie rodzę - pocałowałam go
-Wiem wiem - uśmiechnął się
-Lećcie, poradzę sobie
-Ok, kocham Cię
-Marco !
-Tak ?
-Pojedziemy potem na zakupy, bo lodówka jest pusta
-Dobrze
-Pa ! - krzyknęłam jak byli już w przedpokoju
-Papa - wyszli, a ja mogłam sobie spokojnie odpocząć
Och to już 38 tydzień ciąży, za równo 2 tygodnie rodzę, a raczej mam termin porodu. Marco chucha na mnie i dmucha. Sophie jest wyjątkowo grzeczna. Normalnie żyć nie umierać. Ania i Robert są na wakacjach, ale oczywiście Ania dzwoni co jakiś czas, bo się martwi.
Wszystko już jest gotowe, posprzątane, kupione, wyprane. W sumie to przed porodem już nie mam, żadnych wizyt u lekarza ani nic innego. Teraz żyjemy już tylko narodzinami Nico i Mundialem.
Jeszcze zostały oczywiście przygotowania do naszego ślubu, ale zostało już niewiele spraw do załatwienia. Wszystko się układa. Zostanę matką po raz drugi, panią Reus. Tym razem już nic się nie stanie.
Zrobiłam listę zakupów, a potem poszłam się trochę ogarnąć. Wzięłam prysznic, mokre włosy związałam w koka, pomalowałam się i wreszcie ubrałam.
-Jesteśmy !
-Już schodzę
-Ładnie wyglądasz
-Dziękuje - uśmiechnęłam się promienne
-Mamo jestem głodna
-To chodź zrobię Ci kanapki
-Wolałabym coś innego
-To musimy jechać najpierw do sklepu
-Wytrzymam
-To jedziemy - uśmiechnął się Marco
-Okej - wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu Marco. Zapięłam małą w foteliku, a sama usiadłam na miejscu pasażera, jednak nie zapinałam pasów. W końcu kobiety w ciąży nie powinny
-Co ciekawego się działo na placu zabaw ?
-Tata mnie tak wysoko bujał
-Na prawdę?
-Tak ! Było super !
-To bardzo się cieszę, będziecie mi musieli pokazać jak wysoko Cię bujał
-Pokaże Ci jak razem pójdziemy na plac zabaw
-Już się nie mogę doczekać
-Tato, a kiedy wujek Mario gra mecz ?
-W poniedziałek księżniczko
-Dopiero ?
-Szybko zleci
-A wygrają ?
-Oczywiście
-Pojedziemy do nich ?
-Chciałabyś ?
-Tak
-Jak Nico będzie miał paszport to pojedziemy
-A jak nie to co ?
-To będziemy oglądali mecz w domu
-Nie fajnie
-Pomyślimy jeszcze kochanie
-A po za tym nie wiadomo jak daleko dojdzie drużyna z wujkiem - dodał Marco, a ja się zaśmiałam
-Ja bym chciała, żeby wygrali
-Też bym chciał, żeby wygrali, ale nigdy nic nie wiadomo
-Jak Ty byś grał tato to byśmy byli z Tobą w Brazylii
-Nie wiem aniołku
-Szkoda
-Nie ma co się smucić - odwróciłam się do niej
-Nie smucę się - na jej twarzy zagościł uśmiech
-To dobrze - puściłam jej oczko
-Jesteśmy
-Odepniesz ją, a ja pójdę po koszyk ? - zaproponowałam
-Oczywiście
-Widzimy się przy wejściu - wysiadłam z samochodu i poszłam po koszyk. Wyjęłam z portfela drobne, włożyłam i wzięłam koszyk. Marco jak podszedł z Sophie to przejął koszyk, a ja wzięłam dziewczynkę za rękę. Wkładaliśmy do koszyka wszystkie rzeczy, które były na liście, no jeszcze jakieś inne, ale nie dużo.
-Kupimy lody ?
-Chyba mamy jeszcze w domu - spojrzałam na narzeczonego
-Wątpię
-Dobrze to weźmiemy, jakie chcesz ?
-Może czekoladowe
-Okej - otworzyłam sklepową zamrażarkę i wyjęłam z niej pudełko lodów
-Coś jeszcze ?
-Chyba wszystko już mamy
-To chodźmy do kasy
-Mogę prowadzić wózek ?
-Sophie on jest za ciężki
-Nie prawda
-Jak już zapakujemy wszystko do bagażnika to razem go odprowadzimy, dobrze ?
-No dobrze
-Jest tak samo uparta jak Ty - szepnął piłkarz
-Taa yhmm
-No widzisz złośnico
-Pff - zaśmiałam się
-No tak zabawne
-Tylko uważaj, żeby Nico taki nie był
-Broń Boże
-Nigdy nic nie wiadomo
-Nico to będzie grzeczniutki aniołek
-Tak z pewnością
-Zobaczysz
-Mam nadzieje, że nie będzie takim aniołkiem jak Ty
-Dziękuje Ci kochanie za ten uroczy komplement
-Jak zwykle cała przyjemność po mojej stronie
Nadeszła nasza kolej, więc kasjerka zaczęła liczyć wszystko po kolei, a my pakowaliśmy to do siatek. Potem wszystko do koszyka, blondyn zapłacił i wszyscy razem wyszliśmy z marketu. Zapakowaliśmy wszystkie siatki do bagażnika, odprowadziłam z małą koszyk i wróciłyśmy.
W domu przygotowałam nam coś do zjedzenia, a zaraz potem rozpakowałam reszte zakupów.
-Gdzie Sophie ?
-Bawi się w basenie
-Znowu ?
-Polubiła go
-Wiem wiem
-Poza tym jest gorąco
-Za gorąco
-Bez przesady
-Nic nie rozumiesz
-Przykro mi
-Idziemy na dwór ?
-Przecież jest gorąco
-Usiądziemy od parasolem
-To chodź - objął mnie
-Zastanawiam się nad tym wyjazdem do Brazylii
-A nad czym konkretnie ?
-Nico będzie taki malutki, nie wiem czy to dobry pomysł
-Em nic mu nie będzie
-Wyobrażasz go sobie na meczu ? Głośno, niebezpiecznie
-Zabierzemy Melanie
-Marco - westchnęłam
-A co Ty na to, żeby go zostawić ? Pojedziemy dzień przed meczem, wrócimy po
-Nie chce go zostawiać
-Kotku zastanów się - pocałował mnie
-Okej, przemyśle to
-Zobaczmy co ta nasza córka robi
-Pewnie jak zwykle rozrabia
-Nie prawda
-No popatrz - zaśmiałam się jak wyszliśmy na dwór. Woda w basenie była brudna, a nasze dziecko całe mokre, chociaż Marco powiedział jej, że ma nie moczyć włosów
-Kąpiesz ją i zmieniasz wodę w basenie
-Czemu ja ?
-Ja nie mogę się przemęczać
-Jakoś nigdy nie lubiłaś tej wymówki
-Kobieta zmienną jest, szczególnie w ciąży
-Nie pomożesz mi ?
-Pomogę pomogę
-Dziękuje
-Widzimy się na górze w łazience
Wstałam i poszłam na górę, a chłopak za chwile przyniósł dziewczynkę. Włożył ją do wanny, w której już było trochę ciepłej wody i razem zaczęliśmy ją kąpać. Poszło nam sprawnie i już po niedługim czasie wytarliśmy i przebraliśmy ją.
-Wysuszę jej włosy, a Ty ogarnij basen
-Dobrze - pocałował mnie i Sophie w policzek i wyszedł
Najpierw rozczesałam jej blond włosy, a potem zaczęłam suszyć jej różową, małą suszarką.
-Mamo, a Nico też będziesz suszyła włosy ?
-Jak będzie starszy to tak, ale na razie nie
-A czemu ?
-Bo będzie za malutki
-On na wszystko będzie za mały
-Zobaczysz, że szybko urośnie
-Nie prawda
-Proszę mi tutaj nie strzelać fochów
-Dlaczego ?
-Bo się pogniewam
-Nie !
-To nie będziesz się już obrażała ?
-Nie będę
-To dobrze - dałam jej pstryczka w nos
-Ej !
-Grzeczniej - zaśmiałam się
-Przepraszam
-Chciałabyś gdzieś jechać na wakacje ?
-Nie
-Czemu nie ?
-Bo nie chce jechać bez Nico
-Pojechałabyś z babcią i dziadkiem
-Ale ja nie chce
-Kochanie potem to pojedziesz tylko na kilka dni ze mną i z tatusiem
-I z Nico ?
-Tak z Nico
-A kiedy ?
-Po moim i taty ślubie
-Może być
-Na pewno nie chcesz wcześniej nigdzie jechać ?
-Nie
-No dobrze - odpuściłam. Marco miał racje, ona jest uparta. Chociaż nie koniecznie po mnie
-Zjemy coś ?
-Jedliśmy nie dawno
-Coś słodkiego
-Możemy zrobić jakieś ciasteczka
-Tak tak ! Tylko szybko
-Dobrze to zwiążemy Ci włosy
-W warkocza
-Dobrze niech będzie - spełniłam jej prośbę
Wspólnie we trójkę zrobiliśmy ciasteczka. Potem oczywiście szybko je zjedliśmy. Poszliśmy na jakiś spacer, pobawiliśmy się i po 20 mała padła. Ze względu na mecz wzięłam szybko prysznic, ubrałam się w piżamę i zeszłam do Marco, który siedział w salonie.
-Komu kibicujesz ?
-Brazylii - uśmiechnął się
-Dobra drużyna
-Niemcy najlepsi
-Wiadomo - wybuchłam śmiechem
-Jak się ma mój syn ?
-Dziwnie spokojny
-Odpoczywa
-No i dobrze
-Nie męczył się dzisiaj ?
-Męczył przez chwile
-Grzeczny chłopak
-Tak tak - pokazałam mu język - wmawiaj sobie
-Nie muszę sobie niczego wmawiać
-Okej - ucięłam temat śmiejąc się
-Kochanie jaki obstawiasz wynik ?
-Hmm - zamyśliłam się - 1:1
-Będzie 2:1 dla Brazylii
-Zobaczymy
-Ciekawe czy chłopaki oglądają mecz
-Z tego co wiem to mają oglądać
-Poznają przeciwników
-Nie wiadomo czy się spotkają w jakimś meczu jako przeciwnicy
-Lepiej dmuchać na zimę
-Niby tak
-Zmęczona ?
-Tylko trochę
-Nie musisz oglądać
-Chcę oglądać
-Dobrze już nie denerwuj się
-Napiłabym się wina
-Na weselu się napijesz
-Szczerze w to wątpię
-Czemu ?
-Bo mi nie pozwolą
-Od jednego kieliszka nic Ci się nie stanie
-Mi nie, ale nie zapominaj, że będę karmiła
-Nie zapominam
Do momentu rozpoczęcia meczu cały czas gadaliśmy. Potem już trochę nam przeszło. Skupiliśmy się bardziej na grze niż rozmowie. No niestety reprezentacja Chorwacji objęła prowadzenie w 11 minucie meczu, ponieważ jeden z Brazylijczyków strzelił samobója. W 29 minucie padł pierwszy gol dla drużyny Brazylii. Strzelił go Neymar. Uśmiechnęłam się, fajny z niego piłkarz i w dodatku dobry. Do końca I połowy nie padł już żadnej gol, chociaż sędzia doliczył 2 minuty.
-Co się tak uśmiechnęłaś jak Neymar strzelił ?
-Po prostu się uśmiechnęłam
-Yhmm
-Chyba nie jesteś zazdrosny
-Nawet jeśli to co ?
-Nie masz o co
-Na pewno
-Zazdrosny Marco Reus - zaśmiałam się i go pocałowałam - kocham Ciebie, a nie jakiegoś Neymara. On jest młodszy ode mnie, ma dziecko i chyba dziewczynę.
-Ty też masz dziecko, nawet dwoje
-Marco ja mam nawet narzeczonego
-Zabawne
-To nie miało być zabawne, to miało być szczere
-Było - przytulił mnie
Mecz wygrali Brazylijczycy 3:1, ale jak tylko sędzia zakończył spotkanie to zasnęłam. Marco zaniósł mnie (czy jego kręgosłup jeszcze żyje ?) do sypialni, a sam chyba poszedł się ogarnąć. Nie pamiętam.

3 komentarze:

  1. z każdym rozdziałem ciedzę, jak na szpilka i zastanawiam się czy to już, czy dziś urodzi :) piękny rozdział, cała rodzinka Reusów jest słodka. Zapraszam do mnie w wolnej chwili, mam nadzieje,że zajrzysz i zostanieszna dłużej :* http://walcz99.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  2. jej, ciekawe czy polecą jednak do tej Brazylii ^^ czekam na next'a ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju te ich dialogi sa takie slodkie *___*
    I Sophie uparciuch xd
    Swietny rozdzial
    Czekam na next
    Zycze weny i pozdrawiam/Nikola ;*

    OdpowiedzUsuń